[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokulski nie ustąpił.Lecz jedno słówko jej,panny Izabeli, pokonało nieugiętego człowieka; nie tylko cofnął się, alenawet dał Mraczewskiemu lepszą posadę.Nie robi się takich ustępstwdla kobiety, której się nie czci.Szkoda tylko, że prawie w tej samej chwili w jej czcicielu odezwałsię pyszny dorobkiewicz, który na kwestyjną tacę rzucił rulon półimpe-riałów.Ach, jakież to było kupieckie!.I jak on nic nie rozumie poangielsku, nie ma wyobrażenia o języku, który jest modnym!.Trzecia faza.Zobaczyła Wokulskiego w salonie ciotki w pierwszydzień Wielkiejnocy i spostrzegła, że on o całą głowę przerasta towarzy-stwo.Najarystokratyczniejsi ludzie ubiegali się o znajomość z nim, aon, ten brutalny parweniusz, odrzynał się od nich jak ogień od dymu.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG241Chodził niezręcznie, ale śmiało, jakby salon ten był jego niezaprzeczo-ną własnością i posępnie słuchał komplimentów, którymi go zasypy-wano.Potem wezwała go do siebie najczcigodniejsza z matron, preze-sowa, i po kilku minutach rozmowy z nim rzewnie zapłakała.Czyżbyten z czerwonymi rękoma parweniusz?.Teraz dopiero spostrzegła panna Izabela, że Wokulski ma twarzniepospolitą.Rysy wyraziste i stanowcze, włos jakby najeżony gnie-wem, mały wąs, ślad bródki, kształty posągowe, wejrzenie jasne iprzejmujące.Gdyby ten człowiek zamiast sklepu posiadał duże dobraziemskie byłby bardzo przystojnym; gdyby urodził się księciem byłby imponująco piękny.W każdym razie przypominał Trostiego,pułkownika strzelców, i naprawdę posąg gladiatora zwycięzcy.W tym czasie od panny Izabeli odsunęli się prawie wszyscy.Wprawdzie starsi panowie jeszcze obsypywali ją grzecznościami zpowodu piękności i elegancji, za to młodzi, szczególnie utytułowanilub majętni, traktowali ją chłodno a krótko; gdy zaś, zmęczona samot-nością i banalnymi frazesami, nieco żywiej odezwała się do którego,patrzył na nią z wyraznym przestrachem jakby lękając się, że onachwyci go za szyję i natychmiast pociągnie do ołtarza.Zwiat salonów kochała panna Izabela na śmierć i życie, wyjść zniego mogła tylko do grobu, ale z każdym rokiem, a nawet miesiącem,mocniej gardziła ludzmi; pojąć nie mogła, ażeby kobietę, tak jak onapiękną, dobrą i dobrze wychowaną, świat opuszczał dlatego tylko, żenie ma majątku!.,. Cóż to za ludzie, Boże miłosierny!. szeptała nieraz, patrzącspoza firanek na przejeżdżające powozy elegantów, którzy pod rozma-itymi pozorami odwracali głowę od jej okien, ażeby się nie kłaniać.Czyżby sądzili, że ona wygląda ich?.A przecież istotnie ona do nich wyglądała!.Wówczas gorące łzy napływały jej do oczu; gryzła z gniewu piękneusta i szarpiąc taśmy zasłaniała okna firankami. Cóż to za ludzie!.Cóż to za ludzie!. powtarzała, wstydząc sięjednak sama przed sobą rzucić na nich jakiś ostrzejszy epitet, gdyż na-leżeli do świata.Nikczemnikiem, według jej wyobrażeń, można byłonazwać tylko Wokulskiego.Na domiar szyderstwa losu z całej niegdyś falangi zostało jej tylkodwu wielbicieli.Ochockim nie łudziła się: on więcej zajmował się ja-kąś latającą maszyną (co za obłęd!) aniżeli nią.Za to asystowali jej,zresztą nie narzucając się zbytecznie, marszałek i baron.MarszałekNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG242nasuwał jej na myśl zabitego i oparzonego wieprza, jakie czasem spo-tykała w rzezniczych furgonach na ulicy; baron znowu wydawał się jejpodobnym do niewyprawionej skóry, których całe stosy można widy-wać na wozach.Obaj stanowili dziś ostatnie jej otoczenie, nawetskrzydła, jeżeli jak mówiono, była naprawdę aniołem!.Okropna kom-binacja dwu tych starców prześladowała pannę Izabelę dniem i nocą.Czasem zdawało się jej, że jest potępiona i że już za życia rozpoczęłosię dla niej piekło.W podobnych chwilach jak topielec, który zwraca oczy do światłana dalekim brzegu, panna Izabela myślała o Wokulskim.I w bezmiarzegoryczy doznawała cienia ulgi wiedząc, że jednak szaleje za nią czło-wiek niepospolity, o którym dużo mówiono w towarzystwie.Wtedyprzychodzili jej na myśl sławni podróżnicy albo zbogaceni przemy-słowcy amerykańscy, którzy przez szereg lat ciężko pracowali w ko-palniach, a których od czasu do czasu z daleka pokazywano jej na pa-ryskich salonach. Widzi pani tego szczebiotała jakaś hrabianka, niedawno wy-puszczona z klasztoru, pochylając wachlarz w pewnym kierunku wi-dzi pani tego pana, który wygląda, na woznicę omnibusów.To po-dobno jakiś wielki człowiek, który coś odkrył, tylko nie wiem co: ko-palnię złota czy też biegun północny.Nawet nie pamiętam, jak sięnazywa, ale zapewnił mnie jeden margrabia z akademii, że ten panmieszkał dziesięć lat pod biegunem, nie.mieszkał pod ziemią.Okropny człowiek!.Ja będąc na jego miejscu umarłabym z samegostrachu.A pani czy także by umarła?.Gdyby Wokulski był takim podróżnikiem, a przynajmniej górni-kiem, który zrobił miliony, dziesięć lat mieszkając pod ziemią!.Aleon był tylko kupcem, w dodatku galanteryjnym!.Nie umiał nawetpo angielsku, co chwilę odzywał się w nim dorobkiewicz, który w mło-dym wieku restauracyjnym gościom przynosił jedzenie z kuchni.Takiczłowiek, co najwyżej, mógł by być dobrym doradcą, nawet nie-ocenionym przyjacielem (w gabinecie, gdy nie ma gości).Nawet.mę-żem, boć spotykają ludzi straszne nieszczęścia.Ale kochankiem.No,to byłoby po prostu śmieszne.W razie potrzeby najarystokratyczniej-sze damy kąpią się w błotnych wannach; lecz bawić się w błocie mógł-by tylko szaleniec.Czwarta faza.Panna Izabela kilka razy spotkała Wokulskiego wAazienkach i nawet raczyła odpowiadać na jego ukłony.Między zielo-nymi drzewami i obok posągów grubianin ten wydał jej się znowu in-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG243nym aniżeli za kontuarem sklepu.Gdybyż on miał dobra ziemskie, zparkiem, pałacem, sadzawką?.Prawda, że dorobkiewicz, ale podobnoszlachcic, synowiec oficera.Przy marszałku i baronie wygląda jakApollo, arystokracja coraz więcej mówi o nim, a ten wybuch łez preze-sowej?.Nadto prezesowa w oczywisty sposób popierała Wokulskiego uswojej przyjaciółki hrabiny i jej siostrzenicy, panny Izabeli.Parogo-dzinne spacery z ciotką po Aazienkach były tak nudne, a pogadanki omodach, ochronach i projektowanych w świecie małżeństwach tak do-kuczliwe, iż panna Izabela miała nawet trochę żalu do Wokulskiego, żenie zbliża się do nich w czasie spaceru i choć z kwadrans nie poroz-mawia.Dla osoby z towarzystwa ciekawą jest rozmowa z tego rodzajuludzmi, a pannie Izabeli chłopi na przykład wydawali się nawet zabaw-nymi swym odrębnym językiem i logiką.Chociaż kupiec galanteryjny, a do tego jeżdżący własnym powo-zem, nie musi być tak zabawny jak chłop.Bądz co bądz panna Izabela nie doznała przykrej niespodziankiusłyszawszy pewnego dnia od prezesowej, że pojedzie z nią i z hrabinądo Aazienek i że zatrzyma Wokulskiego. Nudzimy się, niech więc nas bawi mówiła staruszka.Gdy zaś około pierwszej wjeżdżając do łazienkowskiego parku pre-zesowa ze znaczącym uśmiechem rzekła do panny Izabeli: Mam przeczucie, że go tu gdzieś spotkamy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]