[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdecydował się przesłuchać rodzinęAprile.Miesiąc po pogrzebie zabrał swojego zastępcę Billa Boxtona i złożyli wizytę Marcantoniowi Aprilemu.Musieli zachować ostrożność.Marcantonio był szefemprogramowym dużej sieci telewizyjnej i miał spore wpływy w Waszyngtonie.Po grzecznejrozmowie telefonicznej jego sekretarka umówiła ich na spotkanie.Marcantonio przyjął gości w swoim luksusowym biurowym apartamencie wśródmiejskiej centrali sieci i powitał łaskawie, proponując kawę.Odmówili.Był wysokim,przystojnym mężczyzną o jasnooliwkowej cerze, elegancko ubranym w ciemny garnitur iniezwykły różowo-czerwony krawat, uszyty przez ulubionego projektanta prezenterówwiadomości i gospodarzy programów telewizyjnych.- Pomagamy w śledztwie w sprawie śmierci pańskiego ojca - wyjaśnił Kurt Cilke.- Czyzna pan kogoś, kto żywiłby do niego wrogość?- Naprawdę nie znam - odparł Marcantonio uśmiechając się.- Ojciec trzymał na dystansnas wszystkich, nawet wnuki.Dorastaliśmy całkowicie poza kręgiem jego interesów.-Wykonał drobny przepraszający ruch ręką.Ten gest nie spodobał się Cilkemu.- Jaki pana zdaniem był powód zabójstwa? - zapytał.Marcantonio odpowiedział poważnie:- Panowie znają jego przeszłość.Nie chciał, by któreś z jego dzieci było wmieszane wjego działalność.Zostaliśmy wysłani do szkoły z internatem i do college u, żeby znalezćnasze własne miejsce w świecie.Nigdy nie przychodził do nas na obiad.Przychodził na nasześluby, i to wszystko.I oczywiście, gdy zrozumieliśmy dlaczego, byliśmy wdzięczni.- Strasznie szybko awansował pan na swoje stanowisko.Czy ojciec nie pomagał panu wtym trochę? - zapytał Kurt Cilke.Marcantonio po raz pierwszy przestał być grzeczny.- Nigdy.W moim fachu szybki awans młodych ludzi nie jest rzeczą niezwykłą.Ojciecposłał mnie do najlepszych szkół i sporo łożył na moje utrzymanie.Wykorzystałem tepieniądze, by adaptować sztuki teatralne dla telewizji, i dobrze trafiałem.- I pański ojciec był z tego zadowolony? - Cilke uważnie obserwował mężczyznę, starającsię tłumaczyć sobie każdy wyraz jego twarzy.- Nie wydaje mi się, by naprawdę rozumiał, co robię, ale był - odparł Marcantoniokrzywiąc usta.- Widzi pan, ścigałem pańskiego ojca przez dwadzieścia lat i nigdy nie udało mi się gozłapać.Był bardzo sprytnym człowiekiem.- No cóż, nam również się nie udało.Ani mojemu bratu, ani siostrze, ani mnie.- I nie odczuwacie pragnienia sycylijskiej zemsty? - zapytał Cilke, śmiejąc się jak zdowcipu.- Czy dążylibyście do czegoś takiego?- Na pewno nie.Ojciec wychował nas tak, żebyśmy nie myśleli w ten sposób.Ale mamnadzieję, że schwytacie jego zabójcę.- A jego testament? Zginął jako bogaty człowiek. - Będzie pan musiał zapytać o to moją siostrę Nicole.To ona jest wykonawczynią.- Ale wie pan, co on zawiera?- Oczywiście - odparł Marcantonio i po raz pierwszy jego głos był zimny jak stal.- I nie przychodzi panu na myśl nikt, kto mógłby pragnąć mu zaszkodzić? - wtrącił BillBoxton.- Nie.Gdybym znał nazwisko, powiedziałbym wam.- W porządku - rzekł Cilke.- Zostawię panu moją wizytówkę.Na wszelki wypadek.Zanim Cilke porozmawiał z dwojgiem pozostałych dzieci, postanowił się spotkać zszefem wydziału śledczego nowojorskiej policji.Ponieważ nie chciał, by to spotkanie zostałooficjalnie odnotowane, zaprosił Paula Di Benedetto do jednej z najelegantszych włoskichrestauracji na East Side.Di Benedetto cenił sobie przywileje high life u, jeżeli tylko niemusiał za nie płacić z własnej kieszeni.Obydwaj przez lata często załatwiali służbowe sprawy i Cilke zawsze lubił jegotowarzystwo.Teraz przyglądał się, jak Paul próbuje wszystkich potraw.- Federalni nieczęsto fundują takie wyszukane posiłki.Czego chcesz?- To było wyśmienite jedzenie, prawda? - rzekł Kurt Cilke.Di Benedetto wzruszył wielkimi ramionami, jakby zakołysał się na fali, po czymuśmiechnął się trochę złośliwie.Jak na takiego twardziela, Paul miał wspaniały uśmiech.Zmieniał on jego twarz w oblicze ukochanego bohatera kreskówek Disneya.- Kurt, ten lokal jest podejrzany - odparł.- Prowadzą go przybysze z kosmosu.Oczywiście ich jedzenie wygląda jak włoskie, pachnie jak włoskie, ale smakuje niczym klej zMarsa.Zapewniam cię, że ci faceci to kosmici.Cilke roześmiał się.- Ale wino jest dobre.- Mnie wszystko smakuje jak lekarstwo, jeżeli nie jest czerwonym włoskim winempołączonym ze śmietanką towarzyską.- Trudno ci dogodzić - zauważył Cilke.- Przeciwnie.W tym cały problem - wyjaśnił Di Benedetto.Cilke westchnął.- Dwieście dolców z funduszy rządowych wypieprzonych w błoto.- Ależ nie - zaoponował Paul.- Doceniam ten gest.No więc, w czym rzecz?Cilke zamówił dla nich espresso, a potem rzekł:- Prowadzę śledztwo w sprawie zabójstwa don Aprilego.To wasza sprawa, Paul.Pilnujemy go przez lata i nic.Wycofuje się z interesów, żyje uczciwie.Nie posiada nic, czegoktoś by potrzebował.Po co więc zabijać? To bardzo ryzykowne posunięcie.- Bardzo profesjonalne - rzekł Di Benedetto.- Piękna robota.- Więc? - zapytał Cilke. - To nie ma żadnego sensu.Zgarnąłeś większość mafijnych grubych ryb, to też znakomitarobota.Chylę czoło.Być może, nawet zmusiłeś tego faceta do przejścia na emeryturę.Takwięc mądrale, które zostały, nie miały powodu go wykańczać.- A banki, których był właścicielem? - zapytał Cilke.Di Benedetto machnął cygarem.- To już twoja działka.My ścigamy tylko hołotę.- A jego rodzina? Narkotyki, uganianie się za kobietami, cokolwiek.- Zupełnie nic - odparł Di Benedetto.- Uczciwi obywatele, robiący wielkie kariery wswoich profesjach.Don zaplanował to w ten sposób.Chciał, żeby byli całkowicie uczciwi.-Zawahał się i śmiertelnie poważnie dodał: - Nie chodziło o urazę.Rozliczył się zewszystkimi.To nie przypadek.Musi być jakaś przyczyna.Ktoś na tym zyskuje.I właśnie tegoszukamy.- A testament? - zapytał Cilke.- Jego córka przedstawi go jutro - odparł Paul.- Pytałem.Kazała mi poczekać.- I zgodziłeś się na to? - zapytał Cilke.- No pewnie.Ona jest pierwszorzędną prawniczką, ma wpływy, a jej kancelaria prawnastanowi siłę polityczną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •