[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z piątki rodzeństwa! - Wyglądało na to, że był pod wrażeniem.-Same panny?174RSAmelia otworzyła usta ze zdumienia.- Jak pan odgadł?- Nie mam pojęcia - odparł.- Po prostu pięć dziewcząt to takiczarujący obrazek.Wydawało mi się, że szkoda by było zakłócać tęharmonię obecnością jakiegoś niezgrabiasza w spodenkach.Wielkie nieba, co za szelma!- Czy zawsze jest pan równie złotousty, kapitanie Audley? Posłał jejzabójczy uśmiech.- Potrafię być jeszcze lepszy, jeśli się postaram - stwierdził.- Amelio!Odwrócili się oboje.Do pokoju weszła Grace.- O, i pan Audley tu jest - powiedziała z zaskoczeniem.- Bardzo przepraszam - rzekła Amelia nieco skonfundowana.-Ale jużnie wiem, jak się do pana zwracać: kapitanie Audley czy panie Audley?- Kapitan czy pan, jakież to ma znaczenie? - Wzruszył lekkoramionami.- Rozmaicie się przedstawiam, w zależności od nastroju.Cóż zaprzyjemność znów panią ujrzeć, panno Eversleigh.I to tak rychło.Grace dygnęła w odpowiedzi.- Nie przypuszczałam, że pana tu zastanę.- To zupełnie zrozumiałe - rzucił uprzejmie Audley.- Zamierzałemwłaśnie wyjść na spacer, gdy lady Amelia mnie zatrzymała.- Wzięłam go za Wyndhama - wyjaśniła Amelia.- Czy to niezabawne?- Rzeczywiście - odparła Grace.Amelia zauważyła, że głos Grace jakby odrobinę zadrżał.Po chwilidoszła do wniosku, że się przesłyszała, więc powiedziała tylko:175RS- Oczywiście nie przyjrzałam się uważnie.To wyjaśnia wszystko, mamnadzieję.Zerknęłam tylko kątem oka, gdy pan Audley przechodził obokotwartych drzwi.Kapitan.czy może raczej pan Audley zwrócił się do Grace.- Wszystko wydaje się takie proste po kilku słowach wyjaśnienia,nieprawdaż?- Takie proste - powtórzyła Grace.Zerknęła przez ramię.- Czy pani na kogoś czeka, panno Eversleigh? - spytał.- Ależ nie.Pomyślałam tylko, że może jego książęca mość do nasdołączy, zwłaszcza że jest tu jego narzeczona.Amelia przełknęła ślinę, ciesząc się, że żadne z nich nie patrzyło nanią.Grace nie wiedziała, że Amelia spędziła cały ranek z Thomasem.Ani żeona sama rzekomo robiła zakupy w Stamford.I nigdy się o tym nie dowie,pomyślała Amelia z narastającą irytacją, jeśli pan Audley nie pójdzie swojądrogą.Zdaje się, że wybierał się na przechadzkę?- A więc książę już wrócił? - zdziwił się Audley.- Nie miałem o tympojęcia.- Tak mi przynajmniej mówiono - rzekła Grace.- Na własne oczy gonie widziałam.- Książę, niestety - zauważył Audley - przez dłuższy czas byłnieobecny.Amelia próbowała zwrócić uwagę Grace, ale jej się nie udało.Thomasnie byłby zachwycony, gdyby rozeszła się wieść, w jakim stanie byłpoprzedniej nocy.Zresztą dziś rano także.- Chyba po niego pójdę - oznajmiła Grace.- Dopiero pani tu weszła - zaprotestował Audley.176RS- Niemniej jednak.- Zawezwiemy go - powiedział stanowczo Audley i podszedł dodzwonka po drugiej stronie pokoju.- No i załatwione - rzekł, pociągając za sznur.Amelia spojrzała na Grace.Dama do towarzystwa wydawała się lekkozaniepokojona.Natomiast Audley wydawał się ucieleśnieniem spokoju.%7ładne z nich się nie odezwało, jakby oboje zapomnieli, że Amelia jest wrazz nimi w pokoju.Trudno było się nie zastanawiać, co tu się właściwie dzieje.Jeszcze raz zerknęła na Grace, ponieważ ją znała lepiej.PrzyjaciółkaElizabeth pospiesznie podeszła do sofy w drugim końcu pokoju.- Chyba usiądę - mruknęła.- Ja obok ciebie - oznajmiła Amelia, dostrzegając okazję dozamienienia z nią kilku słów na osobności.Usiadła tuż obok Grace, choćbyło mnóstwo miejsca.Teraz wystarczyłoby, żeby Audley wyszedł,odwrócił wzrok lub zrobił cokolwiek innego poza wodzeniem za nimioczami, zielonymi jak u kota.- Co za uroczy obrazek - powiedział.- Jaka szkoda, że nie mam paletyi farb.- Maluje pan, panie Audley? - spytała Amelia.Nauczono ją prowadzić uprzejmą konwersację zawsze, kiedywymagały tego okoliczności, a nawet kiedy nie było to konieczne.Niektórych nawyków trudno się pozbyć.- Niestety nie - odparł.- Ale zastanawiam się, czy nie wziąć kilkulekcji.To szlachetne zamiłowanie, godne dżentelmena, nieprawdaż?- Jak najbardziej - powiedziała, choć w duchu uważała, że odniósłbywiększy pożytek z nauki.Oczywiście gdyby ją rozpoczął w nieco młodszym177RSwieku.Popatrzyła na Grace, ponieważ wydawało jej się naturalne, że włączysię do rozmowy.Kiedy tego nie zrobiła, Amelia lekko trąciła ją łokciem.- Pan Audley jest wielkim znawcą sztuki - wypaliła Grace.Mężczyznauśmiechnął się enigmatycznie.I znowu Amelia musiała ratować sytuację.- W takim razie musi się pan czuć znakomicie w Belgrave - zwróciłasię do niego.- Już się cieszę na oglądanie tych arcydzieł - odparł.- PannaEversleigh zgodziła się pokazać mi tutejszą kolekcję.- To bardzo ładnie z twojej strony, Grace - zauważyła Amelia, starającsię nie okazać zaskoczenia.Nie, żeby pan Audley okazał sięniesympatyczny, choć jak widać, nie umiał opuścić w porę pokoju.Aleponieważ Grace była damą do towarzystwa księżnej, wydawało się raczejdziwne, że to ją poproszono o oprowadzanie przyjaciół Thomasa.Grace wymamrotała coś, co zapewne miało być odpowiedzią.- Zamierzamy wystrzegać się amorków - odezwał się Audley.- Amorków? - powtórzyła Amelia.Wielkie nieba, cóż za zmianatematu.- Odkryłem, że za nimi nie przepadam.- Wzruszył ramionami.Jakmożna nie lubić amorków?- Widzę, że jest pani odmiennego zdania, lady Amelio - zainteresowałsię pan Audley.Amelia zauważyła, że zanim się odezwał, zerknął na Grace.- Czy można znalezć w amorkach coś, co budziłoby niechęć? -spytałaAmelia.Nie zamierzała wciągać go w taką śmieszną konwersację, alenaprawdę on sam do tego doprowadził.Przysiadł naprzeciw, na poręczy sofy.178RS- Nie sądzi pani, że mogą być niebezpieczne? - zapytał, wyraznieknując jakąś psotę.- Te pyzate bobaski?- Wyposażone w morderczą broń - przypomniał.- Przecież to nie są prawdziwe strzały.Audley odwrócił się do Grace.Znowu.- A pani co o tym myśli, panno Eversleigh?- Rzadko rozmyślam o amorkach - odparła.- A jednak dyskutowaliśmy o nich dwukrotnie, pani i ja.- W obu wypadkach to pan poruszył ten temat.Amelia cofnęła się zaskoczona.Nigdy nie widziała Grace tak bliskiejutraty panowania nad sobą.- W mojej garderobie jest ich zatrzęsienie - powiedział Audley.Amelia spojrzała na Grace.- Byłaś w jego garderobie?- Nie razem z nim - niemal warknęła Grace.- Ale oczywiściewidywałam ten pokój już wcześniej.Nikt się nie odważył odezwać i po chwili milczenia Grace powiedziałacicho:- Bardzo przepraszam.- Panie Audley - zaczęła Amelia, dochodząc do wniosku, że najwyższapora wziąć sprawy w swoje ręce.Od dzisiaj staje się zupełnie nową Amelią.Poradziła sobie z Thomasem, poradzi sobie i z tą dwójką, jeśli będzie trzeba.- Słucham madame? - odpowiedział, wdzięcznie skłaniając głowę.- Czy poczułby się pan bardzo urażony, gdybyśmy we dwie z pannąEversleigh pospacerowały po pokoju?179RS- Ależ skąd - odparł natychmiast, choć niewątpliwie to, co po-wiedziała, było nieuprzejme, zważywszy, że miały zamiar zostawić gosamego.- Bardzo jestem panu zobowiązana za tyle wyrozumiałości - rzekłaAmelia, biorąc Grace za rękę i wstając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]