[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście - odrzekł Alec.- Poza tym, chciałbymzatań-czyć z moją narzeczoną.Obie kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i ru-szyły do drzwi.Gdy tylko odwróciły się plecami, Katherineschyliła się, żeby podnieść tę przeklętą książkę.Alec miałnadzieję, że może jej nie zauważyła.Ale nic z tego.Zaczęła wciskać ją dotorebki, kiedyAlec ją złapał.- Ja się tymzajmę - powiedział stłumionymgłosem, wsuwa-jąc książkę wkieszeń surduta.Katherinespojrzała na niegozaskoczona.- Dlaczego?- Mówiłaś, że są tamnieprzyzwoiteilustracje, prawda?- Alec.- zaczęła ostrzegawczymtonem.- Spokojnie, najdroższa.- Wziął ją pod rękę i poprowadziłdo wyjścia.- Oddamci ją, jak tylko się pobierzemy.Do tegoczasu nie życzę sobie, żeby cokolwiek przypominało ci o two-ich wcześniejszych obiekcjach co do mojego prowadzenia się.- Lepiej posłuchaj, arogancki lordzie Iversley, nie po-zwolę.- Idziecie? - Pani Merivale zajrzała do oranżerii.- Musimyogłosić publicznie zaręczyny.- Nowłaśnie, kochanie - powiedział Alec, drocząc się z Ka-therine.- Dlaczego tak się guzdrasz? - Zaśmiał się, kiedyjanes+ifff78usolad-nacs251Katherine spojrzała groznie najpierw na niego, a potem namatkę.Pani Merivale czekała, aż za nią pójdą i Alec pomyślał sobie,że chyba nawet spodoba mu się taka wywierająca presję teś-ciowa.Zwłaszcza kiedy tak wyraznie trzyma jego stronę.Katherine nigdynie była królową baluani nawet nie wiedzia-ła, wjaki sposób taką się staje.Teraz przyszło jej się o tymprzekonać.Kobieta potrzebowała jedynie propozycji małżeńst-wa ze strony atrakcyjnego i pożądanego hrabiego.Ponieważgdy tylko wiadomość o zaręczynach rozniosła się wśród gościlady Purefoy, Katherine nagle stała się najbardziej popularnąosobą na balu.Istne wariactwo.Przecież była w Londynie już od wielutygodni! Ale do czasu, kiedy poznała Aleca, oprócz Sydneya, dotańca prosił ją jedynie jego kolega poeta i czasemjakiś starszypan.Nie miała szczególnego powodzenia z powodu swoich niefortunnie rudych włosów", napastliwej matki i złej reputa-cji ojca.Sama Katherine wniczymsię nie zmieniła, a tymrazemniemogła wprost opędzić się od mężczyzn.Chociaż, po groznychspojrzeniachAleca na jej obecnegopartnera wtańcu, przystoj-nego, lecz nudnego wicehrabiego, można było wnioskować, żechętnie rozpędziłby ten krąg zainteresowanych.Katherine zdławiła śmiech, widząc, jak Alec został osaczonyprzez jej matkę, kiedy ona tańczyła z kolejnymszanowanymdżentelmenem.I dobrze mu tak! Za to, że ukradł jej Sekrety".Jednakże to on się na niej naprawdę zemścił, kiedywicehrabiaodprowadzał ją po skończonymtańcu.Gdy się zbliżali, Aleczmierzył ją namiętnymwzrokiem, zatrzymując spojrzenie naj-pierwna jej piersiach, potemna brzuchu i wreszcie niżej, międzyudami, wmiejscu które tak bezwstydnie posiadł tego wieczoru.Dzięki Bogu wicehrabia był zbyt zajęty mówieniemdo nieji niczego nie zauważył.Spojrzenie Aleca było tak zmysłowe, żez trudemodpowiadała wicehrabiemu na jego uwagi na temattańca.Przeklęty łotr, rozbierał ją wzrokiemi uwodził samymtylkospojrzeniem.janes+ifff78usolad-nacs252I był w tym niezwykle skuteczny, gdyż kiedy Katherinepodeszła z wicehrabią do Aleca i matki, miała ochotę rzucićsię na swojego przyszłego męża i błagać go, by wziął ją tui teraz.Nawet niezauważyła, kiedywicehrabia odszedł.Alec zbliżył się doniej z przebiegłymuśmiechem.- Przynieść pani trochę ponczu, panno Merivale? Wyglądapani, jakbysię nieco.zgrzała.Zdążyła zaledwieunieść brew, kiedywtrąciła się jej matka.- Och, tak.Proszę przynieść namobu ponczu.Przysięgam,że za chwilę stracę głos od omawiania waszegozbliżającego sięmezaliansu.Alec kaszlnięciem zamaskował śmiech, a Katherine tylkowestchnęła.Któregoś dnia matka wpędzi ją dogrobu.- Mamo, proszę, powiedz, że nie mówiłaś wszystkimdooko-ła, że nasz związekjest nieodpowiedni.- Co takiego? Ależ w żadnymwypadku! To przecież idealnymezalians.I właśnie to powiedziałamlady Winthrop.Chociażmuszę przyznać, że wyglądała na dziwnie zmieszaną, gdy tousłyszała.Katherine miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu, aleAlec się nie przejął.- Nic nie szkodzi.Proszę się nie martwić lady Winthrop.Wdrodze po poncz znajdę ją i.wyjaśnię jej tę kwestię trochędokładniej.Kiedysię odwrócił, jegoplecydrżałyod śmiechu.- On jest takimmiłymczłowiekiem, nie sądzisz? - zapytałapani Merivale córki.- I bardzo tolerancyjnym- odparła Katherine, powstrzymu-jąc śmiech.- Tak mnie uszczęśliwiłaś, moja droga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]