[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starała się zachowywać jak dobrze wychowana osoba, ale gdy tylko wpadała w złość,zapominała o nabytych u Liv manierach i soczyste przekleństwa fruwały pośród dworskichzabudowań.Mała Eli także pozostała z nimi, ponieważ dziadek, jej jedyny opiekun, zmarł.Nadal była tocichutka mała dziewczynka, pomagająca w różnych drobnych pracach.Nigdy nie sprawiałakłopotu, starała się natomiast zawsze być pożyteczna, żywa i ruchliwa niczym leśnamyszka.Długo nic nie wskazywało na to, że Gabriella i Kaleb doczekają się potomstwa.Trzy lataminęły, nim nareszcie los ich pobłogosławił.I wtedy zaczęli budować własny dom, niedalekoGrastensholm.To, oczywiście, Alexander Paladin łożył na tę budowę, ale babcia Liv takżepomagała.Tymczasem młodzi nadal mieszkali w Grastensholm i tutaj miało przyjść na świat ichdziecko.Pewnego jesiennego popołudnia Liv, Are i Gabriella siedzieli w salonie i rozmawiali.Kalebpomagał pasterzom sprowadzić przed zimą stada do domu, Mattias był z wizytą u chorego.Irja i Tarald poszli do Eikeby, a służba do kościoła na nieszpory.Byli w domu sami.I wtedy Gabriellę nieoczekiwanie chwyciły bóle.- Och, kochanie - przestraszyła się Liv.- Wszystko dzieje się tak szybko! Nie zdążymysprowadzić akuszerki! To chyba z powodu tej miednicy, którą dzisiaj dzwigałaś, ty głuptasie!Gabriella spodziewała się rozwiązania znacznie pózniej, ale teraz nie było rady, musieli jejpomagać.Wyglądało na to, że żadna pomoc z zewnątrz nie zdąży nadejść.Are przygotowałbalię z wodą, Liv w pośpiechu urządzała dla rodzącej sypialnię, żeby jak najprędzej położyćwnuczkę do łóżka.Wszystko odbyło się przerazliwie szybko i dramatycznie.Liv zbladła jak ściana, gdy sobieuświadomiła, co się właściwie dzieje.- Are! Na pomoc! - krzyczała, oszalała ze strachu.Gabriella, która nigdy do silnych nie należała, pod wpływem przejmującego bólu straciłaświadomość.174 I Bogu dzięki!Liv wpatrywała się w noworodka, który tak nieoczekiwanie pojawił się na świecie.Zacisnęłapowieki.- Nie! - szeptała przybita.- Nie! Nie! Nie!Gdy do pokoju wbiegł Are, zobaczył siostrę bez ruchu, jak skamieniałą, z zaciśniętymipowiekami.- Liv! Oszalałaś? Daj dziecku klapsa! Jeszcze nie zaczęło oddychać!- Are - wykrztusiła ledwie dosłyszalnie.Spojrzał na maleńką dziewczynkę, bezwładną, jakby pozbawioną życia.- O, Boże - szepnął.- Więc przekleństwo znowu uderzyło!- To jest odrodzona wiedzma Hanna, Are - szepnęła Liv całkowicie załamana.- Terazprzypominam sobie zatrważająco wyraznie, jak tamta wyglądała.%7łe też to spotyka Kaleba iGabriellę! - jęknęła.- Tak długo czekali! I tak się teraz cieszyli!- Nie, oni naprawdę sobie na to nie zasłużyli! - zawołał Are z goryczą.Liv ledwie była w stanie mówić:- Pamiętasz, jak prosiliśmy ojca o życie Kolgrima? Kiedy był zdecydowany uśmiercićnoworodka? To my.To wobec naszych próśb ojciec ustąpił.A Kolgrim próbował zabićMattiasa, on zamordował naszego ukochanego Tarjei i wpędził mojego Daga do grobu: -Szeptała wciąż nie otwierając oczu: - To się nie może powtórzyć, Are.Nie może! O Boże, coja mam robić?Are patrzył na to nieruchome, potworne, grozne małe ciałko, leżące przed nim.- Ona jest nie donoszona, prawda? Wyjdz teraz, Liv.To jest dziecko twojej wnuczki, niemojej.Wyjdz! Ja się tym zajmę, nim Gabriella odzyska przytomność.Gdyby się bardzo postarali, być może udałaby im się zmusić tę małą do oddychania.Przyczułej opiece dziecko mogłoby przeżyć.- Are.- powiedziała Liv ze łzami w oczach.Odwróciła się i wyszła z pokoju.Gabriella ani Kaleb nigdy nie zobaczyli córeczki.Dziecko zostało jednak włożone dotrumienki i otrzymało swoje miejsce na cmentarzu.Cała rodzina dowiedziała się, że małaprzyszła na świat martwa oraz że była jedną z dotkniętych potomków Ludzi Lodu.Było175 obowiązkiem Liv i Arego poinformować o tym, tak by inni w pokoleniu Gabrielli mielipewność, że urodzą im się normalne, chciane dzieci.Minęło wiele czasu, nim Gabriella otrząsnęła się z rozpaczy.Przez pierwsze dni widywałatylko Kaleba.To była ich osobista tragedia.Pocieszali się jedynie tym, że skoro dzieckourodziło się takie nieszczęśliwe, to może lepiej, iż nie danym mu było żyć.Wciąż sobie tesłowa powtarzali.Gdy Gabriella doszła już trochę do siebie, mogła rozmawiać z mężem nieco bardziejotwarcie.- Wierz mi, Kalebie.Najlepiej, że stało się właśnie tak.Wiem, co mówię.Dotknięci w naszejrodzinie nie tylko ściągają nieszczęście na innych.Oni sami także są głęboko nieszczęśliwi.Naszej małej dziewczynce jest teraz dobrze, jest u Boga, który nie wybiera pomiędzydobrem a złem.Tym razem Kaleb nie protestował, że ktoś odwołuje się do wyższej, litościwej siły, szukającpocieszenia.Tymczasem Are i Liv chodzili do kościoła i modlili się długo i żarliwie, na kolanach.Musielidokonać nieludzkiego wyboru, a teraz do końca swoich dni będą żyć ze świadomością tego,co zrobili, czy - mówiąc ściślej - czego nie zrobili.Mogli przecież próbować tchnąć życie wnowo narodzoną dziewczynkę.Oni jednak nie podjęli tej próby.I tylko z Bogiem mogli o tym rozmawiać, z nikim innym.Nikt bowiem nie wiedział, jakądecyzję podjęli tamtego wieczora.Kiedyś szli powoli do domu lipową aleją.W nagich, jesiennych koronach drzew wiatr grałswoje rekwiem.Are westchnął ciężko.- Chociaż tyle dobrego, że całe pokolenie będzie mogło teraz żyć spokojnie.- Owszem - potwierdziła Liv i nareszcie trochę pocieszona wyprostowała plecy.- Sądzę, żepowinniśmy być wdzięczni losowi, że tak się ta wszystko ułożyło, że byliśmy tam sami i niktnie musi o niczym wiedzieć.- O, tak.Boże, to się przecież mogło przydarzyć Mattiasowi! Mogło jeszcze raz dotknąćrodzinę Taralda! A on wycierpiał już naprawdę dość! Popatrz, tym razem trafiło w rodzinęCecylii, która dotychczas pozostawała nietknięta.- To prawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •