[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy byliśmy wciąż oszołomieni.Poczucie zagrożenia, jak można było przewidzieć, zjednoczyło nas i w ciągu wieczoru zjawialisię następni mieszkańcy budynku, rósł tłum gości.Było to jednakzagrożenie dziwnie odległe: tam, na drugim końcu świata, znowu nastałranek.To sprawiało, że Nowy Jork i całe Stany Zjednoczone wydawałysię bliższe i dalsze zarazem.Druga półkula, druga część doby.Raz najakiś czas ktoś wstawał i podchodził do telefonu lub otwierał komórkę,żeby zadzwonić do kogoś stamtąd albo do znajomego stąd, by poznaćaktualne wieści.Jedna z sąsiadek z góry czekała na wiadomośćo przyjacielu jej brata, zatrudnionym w jednej z instytucji finansowych,które miały siedziby w zburzonych wieżowcach.Co pół godzinypodchodziła do stojącego w kącie komputera Marka, żeby sprawdzićpocztę elektroniczną.Jej partner z upływem wieczoru robił się corazbardziej nieznośny i wdał się z jednym z zaproszonych gości, podobniejak Mark studiującym filozofię, w długi spór o to, co naprawdę sięwydarzyło w Sudanie i podczas wojny w Zatoce Perskiej.Nie wiem, czy już wtedy miałam poczucie sztuczności tegobraterstwa, czy też tak to widziałam z perspektywy czasu, ale cała scenatego wieczoru wydawała się drobiazgowo zaplanowaną sekwencjąfilmową, w której starannie zaaranżowano ruchy wszystkich postaci.Ktoś zapalił świece stojące na regałach pod ścianami i na parapetachokien.Wydawało się, że nie ubywa w nich wosku.W ich blaskuwszystkie twarze były delikatnie oświetlone.Przypuszczam, że tobraterstwo było nie tyle sztuczne, ile powodowane zażenowaniemi nieokreślonym panicznym lękiem wszystkich obecnych.Wszyscybowiem szukaliśmy towarzystwa i pocieszenia, obawiając sięsamotności w swoich domach.Po deserze jeden z przyjaciół Markapróbował wejść za mną do łazienki. No, Julio  rzekł, sięgając mi ręką pod bluzkę. W takichchwilach należy afirmować życie, prawda? Chyba żartujesz. Trzepnęłam go w rękę. W każdym razieodmawiam.Odpieprz się.Wracaj do salonu.Ku swemu przerażeniu przypomniałam sobie wówczas, że wielelat wcześniej to jego chwyciłam za kolano okryte czarnym dżinsem.Toon, Derek, nie widział filmu Ben Hur.Co ja sobie wyobrażałam?Mroczny korytarz rozjaśniało światło padające od drzwi łazienki, nasze cienie stały mu na drodze. Nie ma sprawy. Wzruszył ramionami. Chcesz trochę hery? Nie.I nie szprycuj się tutaj.Jedz do domu.Derek zasiadł z powrotem przy stole i gdy wróciłam z łazienki,z kieliszkiem wódki Marka w dłoni gawędził z jednym z pozostałychgości.Zastanawiałam się, jak szybko zostanie prawdziwym ćpunem.Dobrze rozważyłam jego narkotykową propozycję i postanowiłam dalejpić swoje czerwone wino.Pomyślałam o Ralphie, ciekawa, co robi.Wspomnienie sygnału jego dzwoniącego w nieskończoność telefonu niedawało mi spokoju.Na końcu stołu jakaś para z góry otworzyła pudełkoz CD i oboje studiowali teksty piosenek wydrukowane na ulotcew środku.Wyglądało na to, że rozstrzygali jakiś spór.Mężczyznarozsiadł się na krześle i wzruszył niechętnie ramionami. Zawsze myślałem, że chodziło o  klej , a nie  lej , to w każdymrazie brzmi sensowniej.Pomyślałam też o Ingrid i po raz pierwszy od wielu miesięcyzastanawiałam się, jak wypełnia swój ranek; wyobrażałam ją sobiew domu w Upper West Side, którego nigdy nie widziałam.Miałamnadzieję, że żyje.Potem poczułam gwałtowny ból i z lekkimzdziwieniem uzmysłowiłam sobie, że przez cały dzień byłam otępiała.W sporej mierze był to ból znajomy i prozaiczny  Ralph, Ingrid, strata.Bałam się tego, co przyniesie następny dzień.Czy ostatni kieliszek winanie był błędem? Rozejrzałam się za następnym.Mark kroił dwie okrągłe tarty cytrynowe. Możesz ubić trochę śmietany?  zapytał, nie spuszczając oczuz noża.Uznałam to za nudne zajęcie. Nie  odparłam. Nie wydaje mi się.Spojrzał na mnie. Może usiądziesz  zaproponował, wziął mnie za rękęi zaprowadził do kanapy.Usiadłam między dwiema osobami, które przesunęły się, żebyzrobić mi miejsce.Mark wrócił po kilku minutach z widelcemi kawałkiem żółtej tarty na talerzyku.Ciasto było należyciesłodko-kwaśne.Wszystkie zmysły skupiły się w moim języku.  Ona czeka na wiadomość o swojej przyjaciółce  powiedziałasiedząca obok mnie kobieta do mężczyzny, który przysiadł na poręczykanapy.Ten skinął poważnie głową.Przełknęłam ślinę i ze zdziwieniemzrozumiałam, że kobieta mówi o mnie.Następne dni jakby rozciągałysię na resztę tego tygodnia i kolejny tydzień.Otrzymam wiadomość odRalpha, on w końcu skontaktuje się z Greyem, przypuszczalnie pokłócisię z nim przez telefon i okaże się, że to wszystko było fałszywymalarmem.Oczywiście nic się jej nie stało.Mieszkali w dzielnicywillowej.Ona w ogóle tak daleko do śródmieścia nie jezdziła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •