[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U stóp rodzicównonszalanckoprzysiadł szczupłypiętnastolatek, który niebawemmiał wyrosnąćnapułkownika; wyglądał wypiszwymaluj jak Roderick.Obok niego,na kraciastym kocu, siedzieli jego młodsi bracia i siostry.Przyjrzałem się im uważniej.W większości bylijuż dosyć duzi,najmłodsze jednak (mały berbeć) tkwi w objęciach jasnowłosejpiastunki.Wchwili gdy zrobionozdjęcie, malec właśnieusiłował sięwyrwać, toteż kobieta odchyliła głowę wobawie przed wszędobylskimiłokciami.Dlategonie wpatrywała się w obiektyw i jej rysy zdawałysię nieco zamglone.Caroline wstała z sofyi podeszła do mnie, żeby obejrzeć zdjęcie.- Czy topańska matka, doktorze Faraday?- zapytała cicho, kręcącna palcu kosmyk brązowych włosów.- Bardzo możliwe -odpowiedziałem.- Chociaż.Tuż za piastunką dostrzegłem bowiem drugą służącą, również blondynkę, ubranąw identycznąsukienkę i czepek.Roześmiałem się z zakłopotaniem.- Możliwe, że totadruga.Nie jestem pewien.- Czy pańska matka jeszcze żyje?Możepokazałby jejpan to zdjęcie?Pokręciłem głową.- Oboje rodzice nie żyją.Matka zmarła, kiedy byłem na studiach.Ojciecmiał atak serca paręlatpózniej.- Ach, takmi przykro.-Cóż, stare dzieje.32- Mamnadzieję, że była tu szczęśliwa - powiedziała do mnie paniAyres, kiedy Carolinewróciła na sofę.- Jak pan uważa?Czy kiedykolwiek opowiadała o pracyw naszym domu?Przez chwilę wstrzymywałem sięz odpowiedzią,rozmyślająco matczynych opowieściach: otym, jakna przykład stawała co ranoz wyciągniętymi rękami,a gospodyni sprawdzała jej paznokcie,io tym, jak Beatrice Ayres wchodziła bezuprzedzenia do pokojówsłużących i przeglądała ich rzeczy,jedną po drugiej.- Myślę, że zyskała tu wielu przyjaciół - odrzekłem wreszcie.Na twarzy pani Ayres odmalowało się zadowolenie, a może ulga.- Miło mito słyszeć.Naturalnieto były i dla służby inneczasy.Miała swoje rozrywki, ploteczki i skandale.Własny świąteczny obiadw Boże Narodzenie. Napłynęła kolejna fala wspomnień.Siedziałem ze wzrokiemutkwionym w zdjęcie, prawdępowiedziawszy lekkooszołomionysiłąwłasnych emocji, ponieważ nieoczekiwany widok matczynej twarzy- o ile to byłajej twarz - poruszył mnie bardziej, niż mógłbym sięspodziewać.Wreszcie odłożyłem fotografię na stolik przy swoimkrześle.Rozmawialiśmy o domu i przyległych ogrodach,o dawnychczasach jego świetności.Podczas rozmowy co ruszjednak spoglądałem na zdjęcie,co zapewne nie uszło uwagipozostałych.Wreszcie podwieczorekdobiegłkońca.Odczekawszy kilka minut, spojrzałem na zegareki oznajmiłem, żena mnie już czas.- Proszę zabrać tozdjęcie, doktorze Faraday - powiedziała łagodnie pani Ayres, kiedypodniosłem się zmiejsca.- Chciałabym, abyje pan zatrzymał.- Zabrać?- powtórzyłemzdziwiony.-Ależ nie, nie mógłbym.- Musipan.Razem z ramką.- Tak,proszę je wziąć - dorzuciła Caroline,kiedy nadal się wzbraniałem.- Niech panniezapomina, że dopóki Betty nie wyzdrowieje,sprzątanie to mój obowiązek.Jedna rzecz mniej do odkurzania,co za ulga.33. - Bardzo dziękuję.- Byłemczerwony jak burak, mało się niezająknąłem.-To bardzo miłez państwa strony.To.Naprawdę,to zbytmiłe.Dali mi kawałek używanegoszarego papieru do zapakowania fotografii i schowałem jąbezpiecznie do torby.Pożegnałem sięz paniąAyres, a następniepoklepałem ciepły łeb psa.Caroline, którazdążyła podnieść się z miejsca, wyraziła gotowość odprowadzenia mniedosamochodu, ale Roderick zaoponował.- Nie trzeba, Caro.Ja to zrobię.Z grymasem bólu na twarzy dzwignął sięz sofy.Siostra rzuciła muzatroskane spojrzenie, ale najwyrazniej uparł się, by mi towarzyszyć.Z rezygnacją razjeszcze podała mi kształtną, spracowaną dłoń.-Do widzenia, doktorze Faraday.Cieszę się, że mama znalazłato zdjęcie.Niech panu o nas przypomina.- Na pewno będzie.Wyszedłem za Roderickiem do holu i zamrugałem, kiedy nanowowkroczyliśmy w strefęcienia.Poprowadziłmnie na prawo, mimo kolejnych, zamkniętych na głucho drzwi,wkrótce jednakkorytarz rozjaśniłsię nieco i zrozumiałem, że znalezliśmy się w holu wejściowym.Musiałem przystanąći rozejrzeć się dookoła, gdyż było tu naprawdępięknie.Na podłodze widniały marmurowe płyty w różowym i buraczkowym odcieniu, ułożone wszachownicę.Jasna boazeria na ścianachodbijała ichkolory [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •