[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw trzeba było starannie przestudiowaćtrasę, którą mieliśmy płynąć.W pierwszej kolejności musieliśmy przepłynąć Basen Lofocki -tam prowadziły stałą obserwację norweskie jednostki zwalczania okrętów podwodnych.Dokładnie przejrzeliśmy wszystkie nadbudówki, przymocowaliśmy wszystko, co mogłohałasować, usunęliśmy zbędne przedmioty.Oczyściliśmy z muszli i osadów łopaty śrub okrętowych.Uzupełniliśmy iwymieniliśmy zapasy żywności; zabieraliśmy produkty tylko w takich opakowaniach, którebez trudu tonęły.Następną barierą do przekroczenia były Wyspy Farerskie - wiedzieliśmy, że tam teżstacjonowały wzmocnione siły morskie i powietrzne, na wypadek masowego wyjścia naszychokrętów na Ocean Atlantycki.Postanowiliśmy minąć ten rejon od zachodu, pomiędzywyspami a Islandią, na maksymalnej głębokości.Największym problemem była CieśninaDuńska, cała pokryta pakiem lodowym.Prognozy meteorologiczne nie były optymistyczne:lód przesuwał się na południe wraz z Prądem Grenlandzkim.Najgorsze i najbardziejniebezpieczne było jednak to, że od strony Grenlandii pak lodowy osiągał grubość kilometra,a nasza stacja hydrolokacyjna Arktyka działała na odległość do 10 kabli.Postanowiliśmy,że na miejscu zorientujemy się w sytuacji.Po przejściu Cieśniny Duńskiej i wypłynięciu na czyste wody na południe od wyspyJana Mayena mieliśmy płynąć, bez obawy zderzenia z górami lodowymi, aż do miejscaodpalenia rakiety.Dokonałem wstępnych obliczeń - na pokonanie całej trasy potrzebowaliśmy równomiesiąca.Następnie cała załoga zajęła się sprawdzaniem urządzeń technicznych, naprawą itestowaniem całej aparatury.Szczególnie niepokoił mnie czwarty obwód układu napędowego,w którym wciąż zdarzały się wycieki paliwa.Na wypadek jego awarii zaopatrzyliśmy się wpierścienie zaciskające, uszczelki itp.Dziesiątego czerwca uruchomiliśmy reaktory obu burt Sprawdziliśmy wszystkiesystemy i przyrządy pomiarowe, jeśli tylko mieliśmy najmniejsze wątpliwości, zamienialiśmywątpliwą część lub element Dwunastego wyszliśmy w morze na jedną dobę.Wszystkodziałało bez zarzutu.Mogłem być spokojny: technika nie powinna zawieść.Trzynastego iczternastego załadowaliśmy do wyrzutni rakietę ćwiczebną, sprawdziliśmy działanie wyrzutni- funkcjonowała znakomicie.Byliśmy gotowi do wyjścia w morze.Szesnastego czerwca pojechałem do sztabu floty złożyć osobiście meldunek dowódcy.AdmirałCzabanienko był w znakomitym humorze.Przedstawił mi sytuację w CieśninieDuoskiej i uprzedził, że służby obserwacyjne odnotowały znaczne ożywienie wAngmagssaliku - nic takiego do tej pory tam się nie zdarzało.Następnie życzył mi sukcesu ipożegnaliśmy się.Odpływaliśmy 18 czerwca o czwartej po południu.Na pokład przybyli przedstawicielesztabu floty: komandor porucznik Wasilij Aleksandrowicz Archipow i komandor porucznikNikołaj Pietrowicz Andriejew, oficer polityczny.Dosłownie na chwilę przed odcumowaniemdołączyli do nas przedstawiciele dowódcy brygady - komandor porucznik WładimirFiodorowicz Piercyn oraz komandor podporucznik Gieorgij Anatoliewicz Kuzniecow - obajprzyjechali w charakterze stażystów, żeby nabrać doświadczenia.Zabrałem ich na osobistąprośbę Sorokina - razem z nimi na pokładzie było 139 ludzi, a zgodnie z regulaminem możnabrać tylko 10% ponad normę.Dokładnie w wyznaczonym terminie, 18 czerwca o godzinie16.00 okręt podwodny K-19 ze 139 osobami na pokładzie opuścił bazę.O dwudziestej zanurzyliśmy się.Postanowiłem płynąć na głębokości 150-160 metrów.Co 12 godzin mieliśmy wynurzać się na głębokość peryskopową, aby odebrać komunikatyradiowe.Pierwszego dnia zajmowałem się głównie ustaleniem porządku wacht, godzinposiłków i temu podobnymi sprawami bytowymi.Od razu weszliśmy w spokojny,uregulowany rytm życia na okręcie.Linię Nordkap - Wyspa Niedzwiedzia przekroczyliśmy na głębokości 150 metrów.Według naszych danych na tej rubieży nie stacjonowały jednostki zwalczania okrętówpodwodnych, samoloty pojawiały się rzadko.Na trawersie mogliśmy dostrzec Lofoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]