[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślisz, że jestem dupkiem.No więc moja córka też tak uważa.Zresztą obie macie powody, żeby tak myśleć.Pożałowałam, że sprawiłam mu przykrość, choć nadal uważałam, że to, jak mnie potraktował w mojej kuchni, było z jego strony totalnymkurewstwem.Milczałam jednak, pozwalając mu mówić dalej.- Jej matka i ja rozstaliśmy się, jeszcze zanim Kim przyszła na świat.Oboje byliśmy młodzi i wydawało nam się, że zabawnie będzie się chajtnąć.Kiedy się okazało, że Sandy jest w ciąży, byłem ca-łym sercem za założeniem rodziny, ale.- wzruszył ramionami - z nią właściwie nie dało się żyć.A ja poznawałem wtedy sporo ludzi, zwłaszczakobiet.- Nie musisz wchodzić w szczegóły - powiedziałam.- Znam twoje filmy.Nie wydawał się ani odrobinę zakłopotany.Przechylił lekko głowę, żeby jeszcze raz dokładnie mi się przyjrzeć.- Tak.Znasz je.- To było wieki temu - dodałam pospiesznie.-Myślisz, że ma to dla mnie jakieś znaczenie?- Kobiety? Nie.Ale fakt, że nie zadbałem o własną córkę tak, jak na to zasługiwała? Albo że zgodziłem się, by jej matka ją zabrała, narażając nawszelkie brudy tego świata, chociaż dobrze wiedziałem, dokąd ją będzie ciągać? - Johnny znowu potrząsnął głową.- Nie, Emm, nic tego nieusprawiedliwia, ani czasy, ani młodość, ani głupota.Teraz próbuję jej to wynagrodzić.- Właśnie dlatego nie jesteś dupkiem - powiedziałam.Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.- To nic nie zmienia.Ale właśnie dlatego w twojej kuchni zrobiłem to, co zrobiłem.I dlatego starałem się ciebie unikać.Dotknęłam jego ręki, a on jej nie cofnął.Chwyciłam ją i spojrzałam na spód jego dłoni.Przesuwałam palcem po limach papilarnych, jakbymprzepowiadała jego przyszłość, choć w tej rzeczywistości umiałam tylko patrzeć wstecz, a nie naprzód.-W takim razie dlaczego tu teraz ze mną jesteś?Johnny zamknął moją dłoń w swojej i mocno zacisnął.- Dlatego że dokądkolwiek poszedłem, ty tam byłaś.- To zabrzmiało, jakbym cię prześladowała jak jakiś niezrównoważony natręt - szepnęłam ochryple.Jego oczy znów zabłysły.Głaskał kciukiem wierzch mojej dłoni i poczułam, że wstrząsa mną dreszcz.-Nie prześladowałaś mnie.Po prostu nie umiałem przed tobą uciec.- Chciałeś przede mną uciec? - Nie zabolały mnie te słowa, bo widziałam jego żarliwe spojrzenie.- No.-Dlaczego, Johnny? Dlaczego chciałeś przede mną uciec?- Bo mnie wystraszyłaś.Złapałam go mocno za rękę. - Nie jestem straszna.Naprawdę, przysięgam.Apodyktyczna, być może.- Apodyktyczna zdecydowanie.- Odwzajemnił mój uścisk.- Ja po prostu.Nie potrafię ci tego wytłumaczyć - szepnęłam.Gwar toczących się wokół nas rozmów, brzęk sztućców - wszystko przypominało mi, że nie jesteśmy sami, lecz ja widziałam tylko twarzyJohnny'ego.Trzymaliśmy się za ręce jak kochankowie, chociaż nimi nie byliśmy.Nie do końca.- Masz coś w sobie.Wiem, że już wiele kobiet ci to mówiło.- Setki, lekko licząc.Wbiłam paznokcie w jego dłoń.- Ejże!Roześmiał się i wyswobodził z mojego uścisku.Nasze palce się splotły.Trochę dziwnie było tak rozciągać ramiona na stole, ale nie chciałam gopuścić.Nie teraz, gdy już go miałam.Trzymałam go mocno.- Nie ma i nie było takiej jak ty, Emm - powiedział Johnny.Rozdział 19Wolałam to uznać za komplement, chociaż nie byłam do końca przekonana, że o to mu właśnie chodziło.Przez całą kolację udało mi się nienarobić sobie obciachu, chociaż za każdym razem, gdy przecierał usta, marzyłam, by moja cipka zamieniła się w serwetkę.Chyba niczego się niedomyślał, a nawet jeśli, zupełnie nie dał tego po sobie poznać.Po prostu cały czas mówił.A potem.zabrał mnie do domu.Przystanęłam na chwilę w drzwiach w nadziei, że mnie pocałuje.I pocałował.Miękko i słodko, niby w policzek, ale niemal musnął moje wargi.Najęzyku czułam smak czosnku i oliwy.Mimo to rozchyliłam usta.O sekundę za pózno, bo już się zdążył odsunąć.W chłodnym nocnym powietrzu wyczułam zapach cytrusów.Instynktownie się cofnęłam.- Johnny - powiedziałam, ale odpowiedział mi Johnny z przeszłości.- Tak dobrze, kociaku? - odezwał się swoim dzwięcznym głosem, niskim i aksamitnym.Odwróciłam się i ujrzałam hol w moim mieszkaniu, a chwilę pózniej leżałam w łóżku Johnny'ego.- Johnny?Leżałam zupełnie naga u jego boku.Moje ciało błyszczało od potu.Trzymał rękę między moimi udami i poruszał palcami.Drżałam.Przeszedłmnie rozkoszny dreszcz.Nagle zamrugałam oczami i ni stąd, ni zowąd uniosłam głowę znad poduch leżących na mojej sofie.Wilgotny ręcznik zsunął mi się z czoła.Potwarzy ciekły mi strużki wody.Miałam mokre włosy.- Co jest, do cholery?Johnny chodził po salonie, gryząc kciuk.Kiedy usłyszał mój głos, rzucił się do mnie pędem.- Jezu Chryste, Emm!Uklęknął przede mną, chwycił moje ręce i głaskał je nerwowo.Próbowałam usiąść, ale zakazałmi się ruszać. - Co się stało? - Miałam wrażenie, że mój żołądek wywraca się na drugą stronę.Czułam mdłości.Byłam pewna, że znam odpowiedz.- Odjechałaś.Dokładnie opisał, jak do tego doszło.- Co? Na jak.na jak długo? - Dosłownie opadła mi szczęka.- Piętnaście minut, kurwa mać.- Johnny wstał i po raz kolejny przemierzył pokój, przeczesując nerwowo włosy, które uparcie opadały mu na oczy.-Jeszcze pięć minut i dzwoniłbym po karetkę.- O rany.- Usiadłam na sofie i ukryłam twarz w dłoniach.Zgięłam się wpół, próbując zwalczyć mdłości.Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.- Cholernie mnie wystraszyłaś, Emm.Jezu.Po chwili wstał i znów zaczął krążyć.- Dzwonię po lekarza.- Nie! - wykrzyknęłam.Johnny się zatrzymał.- Nie.Proszę, nie dzwoń.Znów usiadł obok mnie i złapał mnie za ręce.- Emm, muszę.Nagle zupełnie zgasłaś, jakby ktoś cię wyłączył.Potrząsałem tobą i nic.Wołałem cię.I nic.Przez piętnaście pieprzonych minut,Emm.Wystraszyłaś mnie.Głos mu drżał.Spojrzałam głęboko w jego orzechowe oczy.- Przepraszam.Ale proszę, Johnny.Nie dzwoń po lekarza.- Ale jeśli można.Potrząsnęłam głową.- Już ci mówiłam.To się ciągnie od lat.Nie ma na to lekarstwa.A jeśli wezwiesz karetkę, zabiorą mnie do szpitala, zrobią badania i znów stracęprawo jazdy.Bez prawa jazdy nie mogę pracować.A jeśli nie będę pracować, nie będzie mnie stać na mieszkanie.Nie będę mogła dłużej tumieszkać i nie pozostanie mi nic innego, jak wprowadzić się z powrotem do domu rodziców.- Cii! - powiedział.- Nic takiego się nie stanie.Znowu potrząsnęłam głową, ledwie opanowując łzy.- Właśnie że tak.- Będę cię zawoził do pracy.Z trudem przełknęłam ślinę.- Nie jesteś nawet.Dlaczego miąłbyś to robić?- %7łebyś była bezpieczna - wyjaśnił.- %7łeby inni ludzie na drodze byli bezpieczni.- Nie.Pytam, dlaczego miałbyś się tego podejmować? Dlaczego miałbyś mi pomagać? Byliśmy zaledwie na jednej randce - podkreśliłam.- NieUcząc tego, co stało się w kuchni.A wcześniej prawie ze mną nie rozmawiałeś.Właściwie już sobie wyjaśniliśmy dlaczego, ale to nie zmieniafaktu, że nie masz żadnego powodu, żeby się ze mną w ten sposób wiązać.Albo cokolwiek mi obiecywać.- Pytasz, dlaczego miałbym ci pomagać, Emm? -powiedział, po czym odgarnął mi włosy z twarzy.- A dlaczego nie?- Chcesz mnie wozić do pracy? - prychnęłam i podniosłam się z sofy.- To nie jest pomoc.To opieka.- A co w tym złego?Odwróciłam się, żeby widzieć jego twarz.- Prawie mnie nie znasz.Otworzył usta, ale nic nie powiedział.Na jego twarzy malowało się cierpienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •