[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem.Pani Mendelbaum jest martwa.Nie, nie martwa,po prostu leży na łóżku w ubraniu.Mimo wszystko lepiej się upewnić.Nie chcę zostaćoskarżona ookradzenie zmarłej.Za to okradzenie osoby żyjącej jest zupełnie w porządku.Ha,ha.Mówiłam ci, że jestem zabawna.Doczołgaj się do łóżka i sprawdz to.Joł.Nadal oddycha.Nie jest martwa.Tylko odpoczywa.Pani Mendelbaum chrapnęła, a ja podskoczyłam.Przestań, ty głupia chrapiąca kobieto.Już dobrze, gdzie ten cholerny syrop na kaszel?Syropie, gdzie jesteś? Zakrywam usta.Co ja, u licha, robię, mówiąc to na głos? Przecieżobudzę biedną, martwą panią Mendelbaum.Szsz, szsz.Muszę odróżniać myślenie opewnych rzeczach od ich wypowiadania.A także martwego człowieka od odpowyspa - ożywającego.%7ładnego głośnego myślenia.To takie wyczerpujące - musieć kontrolowaćumysł jak niesforne zwierzątko.Kto nazwał psa Lotką? Głupie imię dla psa.I jeszcze głupszanazwa dla części samolotu.Teraz już nikt nie nadaje dobrych imion.Meline.Co to za imię?Okrutna Meline, taka właśnie jest.%7ładnej litości.%7ładnych uczuć.Musi być Kanadyjką.Ha,ha.Nie, Amerykanką.Cóż, z pewnością nie jest Brytyjką.Nie tak jak my.Mamusia nazywałanas  Brytyjczykami w sercu.Bez wątpienia.Poszukaj w szufladzie komody.Ja chowałamrzeczy w szufladzie na bieliznę, kiedy byłam mała.Czekoladowe batoniki.Szkodliwe dlazębów.Może tam jest syrop.Nie.Tylko bielizna.Ble.Okropna bielizna.Czy na starość będęmusiała nosić brzydką bieliznę? Czemu mam się przejmować starością? Jedyna rzecz, jakiejmożna oczekiwać - brzydka bielizna.Nie.Trzeba wybierać lepszą bieliznę, to wszystko.Gdzie jeszcze? Szafa.Brzydkie buty.Dlaczego na świecie jest tak dużo brzydoty? Za małosyropu na kaszel, oto powód.Och nie, zasypiam.Nie mogę tu zasnąć.Wielki skandal.Muszęznalezć łóżko.Wypełzłam z powrotem na korytarz, ale zapomniałam zamknąć drzwi do pokojustaruszki Mendelhoffer.Niezły numer! Pomyśleć tylko.Taka mała dawka syropu i taki wielkiodlot.Muszę o tym pamiętać.Sądziłam, że trzeba wziąć więcej.Może jestem po prostuniecierpliwa.Nie bądz niecierpliwa.Ale nie mam wystarczająco dużo syropu.W zasadzie nicmi nie zostało.Muszę zdobyć więcej.Może przestać szukać części do samolotu, a zacząćszukać sztetlu.Nie wiem, co to jest sztetl.Poważna trudność.Nie mówić Meline.Myśli, żewie wszystko.Och, dobrze, jutro jest nowy dzień.Czy to Humdinger zamyka drzwi do paniMendelbaum? Dziwny ten Humdinger.Myślę, że jest miły, ale o co chodzi z tymimiętówkami? Ma obsesję na punkcie miętówek, jeśli chcecie wiedzieć.Czy ktoś mupowiedział, że czekolada szkodzi zębom? A wuj? Ta cała czekolada.Trochę mi jeszczezostało.0 co chodzi mężczyznom z tą czekoladą? Jeśli tak lubią czekoladę, może powinni jąpoślubić.Ha, ha.Dowcip.Słabo mi.Cóż, przynajmniej Humdinger mnie nie widzi.Wślizgujęsię do pokoju i niechcący trzaskam drzwiami.Ups.Och, dobrze.Tu są myszy.Pewniepomyślą, że zrobiły to myszy.0 ile w ogóle pomyślą.W tym domu nikt nie myśli.Toproblem.Znów ci Kanadyjczycy.Wydaje się, że są wszędzie.Padam na łóżko.Jak miło jestlecieć w dół, coraz niżej, niżej iniżej.Bez wysiłku.Nie musieć już się męczyć.Po prostuodpuścić.Miło.Och, znów tu jest, stukot i turkot pociągu.Och, matka.Och, matka, idzie tu.Teraz wszystko jest w porządku.Wstałam następnego ranka, wypiłam herbatę i zjadłam tost.Wracał mi apetyt.Prawdopodobnie dzięki dobrym snom.Potem pomyślałam o pustej butelce po syropie.Cośtrzeba było z tym zrobić, jeżeli chciałam zatrzymać dobre sny.Skoro sama nie mogłam znalezć zapasu lekarstwa pani Mendelbaum, po prostu będę musiała jej powiedzieć, żepotrzebuję jeszcze jednej butelki.A ona będzie musiała mi ją dać.Ona zaczęła.Jeśli niezechce dać syropu, zagrożę, że powiem stryjowi.Nie będzie zachwycony, że paniMendelbaum faszeruje domowników swoimi lekarstwami.Ale czy ona przejmie się stryjem?Właśnie kiedy o tym wszystkim myślałam, pani Mendelbaum weszła do mojegopokoju bez pukania.- Jocelyn, mejdele, potrzebuję pożyczyć z powrotem syrop na kaszel.Mój sięskończył.- Skończył?! - warknęłam, podciągając się na łóżku.Leżałam oparta na poduszkach zfiliżanką herbaty na brzuchu.- Czujesz się teraz lepiej, a mnie nie zostało nic.- Szmek tabak.Wiem, wiem, jak tojest dla ciebie - zupełnie jak dla mnie.Es wet gornit helfn.Nic nie pomoże.Pozostali nierozumieją.Ty i ja, już po wszystkim, nasz krótki czas, nasza mała pjese.A ja nie mam siły,żeby zaczynać na nowo.I myślę, że ty też nie masz siły.Ale ich hob es in der erd, dosyć, dajmi lekarstwo.- Nie mogę - odparłam zaniepokojona.Co miała na myśli, mówiąc, że się skończyło?Myślałam, że są jeszcze całe butle.- To znaczy - nie chcesz, ale dla ciebie już dosyć.To mój syrop na kaszel.Pożyczyłamci go tylko na krótki czas.%7łebyś miała z górki.- Pani nie rozumie - powiedziałam zmęczona, opadając z powrotem na poduszki.Comy teraz zrobimy? - Mój też się skończył.Dzisiaj w nocy.- Pokaż - zażądała pani Mendelbaum stalowym głosem.Sięgnęłam po pustą butelkę.Nie było w niej niczego poza mazistymi resztkami na ściankach.Pani Mendelbaum wzięłamój dzbanek i powoli wlała odrobinę wody do butelki.Następnie potrząsała nią tak długo, aższara warstwa cieczy oddzieliła się od szkła, dając kilka kropli smolistego syropu, które paniMendelbaum szybko wypiła.- Teraz się skończyło - rzekła i wyszła z pokoju.Czułam się dziwnie przez całe popołudnie.Wcześniej nie zajmowałam się niczympoza czekaniem, aż przyjdzie pora na wzięcie syropu.Nawet nie zdawałam sobie sprawy ztego, że właśnie to robiłam i że owo wyczekiwanie przydawało popołudniom mocnego,różanego blasku.Poranki schodziły mi na rozpraszaniu mgły, z którą się budziłam po zażyciusyropu.Popołudnia były szczęśliwym oczekiwaniem na syrop.Wieczory to rozkosz, anastępnie sen.Sen jak żaden inny.Znalazłam sposób na życie.To niemożliwe, że mi goodebrano.Byłam wściekła, rozdrażniona i spanikowana.Teraz, kiedy czułam się lepiej, było jeszcze gorzej.Gdy miałam gorączkę, prawie nie potrzebowałam syropu, bo mogłam zapadaćw głęboki, niezdrowy sen.Ale teraz byłam przytomna, miałam siłę i nie chciałam jej.Chciałam zamglenia.Chciałam snów.Chciałam słodkiej niepamięci.Pani Mendelbaum musiała czuć to samo, bo słyszałam krzyki dobiegające z jejpokoju.Humdinger przyniósł kolację, a ona zaczęła wrzeszczeć:- Pan ją zabiera! Nie umiesz pan nic zrobić dobrze?! To pańskim zdaniem jedzenie?!Proszę iść, iść i pozwolić biednej, wyspa starej kobiecie spać.Może padnę trupem we śnie!Albo lepiej może pan padniesz!Wiedziałam, jak ona się czuje.Towarzystwo innych było nie do zniesienia.Wyszłamna korytarz posłuchać.Humdinger opuścił pokój pani Mendelbaum, zanim miałam szansępierzchnąć do swojej sypialni.Obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem, potem popatrzył nadrzwi pani Mendelbaum i na jego twarzy zagościł wyraz zamyślenia.Wślizgnęłam się zpowrotem do pokoju i zamknęłam drzwi, ciężko dysząc.Nie wolno mi panikować.I niewolno mi wrzeszczeć jak pani Mendelbaum.Gdybym zaczęła krzyczeć tak jak ona, każdy bysię dowiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •