X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypłynął w piątek.Zarezerwował miejsce na cały tydzień.- Może popłynął po benzynę? - spytała Maggie.- Nie znam takiego miejsca, gdzie mieliby jeszcze benzynę - odparł Howard.- Ale możeon wie coś, czego ja nie wiem.- Chwileczkę - powiedziała Liz.- Joe Black? - Odwróciła się do Maggie.- Mój tata pił znim wczoraj wieczorem.Tata mówił, że to przyjaciel mojego szwagra.- Poczuła, jak panika skręca jej kiszki.- Scott twierdził, że to on jest właścicielem rybackiejlodówki, tej, którą widziałam w szopie na tyłach zakładu pogrzebowego.Maggie patrzyła na nią przez chwilę.Liz zdawała sobie sprawę, że agentka dostrzega w jejoczach poważny niepokój.- Ma pan pojęcie, skąd jest ten Black? A może dokąd popłynął? - spytała Maggie.Howard zerknął na nią, potem przeniósł spojrzenie na Liz i znów na Maggie.On takżespostrzegł przestrach Liz.- To podlega ochronie danych.Nie mogę wam podać jego adresu w Jacksonville beznakazu.- Potem machnął ręką w stronę zniecierpliwionego klienta.- Przepraszam panie.Liz nachyliła się do Maggie, stojąc tyłem do zatłoczonego sklepu.- Tata podejrzewał, że Joe Black to nie jest jego prawdziwe imię i nazwisko.- Tak - rzekła Maggie zbyt spokojnie.- Też jestem tego zdania.- Sądzi pani, że to do niego należała znaleziona przez nas w Zatoce Meksykańskiejlodówka?- Tak.- Czy mojemu tacie coś grozi?- Oby tylko pomógł Blackowi załadować łódz, a teraz pomaga innym.Liz wyjrzała przez okno sklepu.Jak na swój wiek jej ojciec był w świetnej formiefizycznej.Dałby sobie radę.Nie powinna wyciągać pochopnych wniosków.Przypuszczalniew tej chwili pomaga komuś innemu.Ponad trzydzieści pięć lat spędził w marynarce iświetnie wiedział, jak zabezpieczyć łódz. Nagle zerwał się wiatr, silne podmuchy uginały palmy i przewracały wszystko, co nie byłodobrze przytwierdzone do podłoża.Kosze na śmieci i puste kanistry po benzynie toczyły sięwzdłuż nabrzeża, szyby w oknach zabrzęczały.W sklepie zapadła kompletna cisza, więc gdyzaczęło padać, zabrzmiało to tak, jakby ktoś walił kamieniami o ścianę.Drzwi otworzyły się gwałtownie.Kesnick, w jaskrawo- żółtym poncho, zobaczył Liz.- Bailey, musimy lecieć.Podał jej i Maggie identyczne, porządnie złożone poncha.Liz przypomniała sobie, żeagentka nigdy dotąd nie przeżyła huraganu.- Teraz polecimy? - spytała Maggie zatrwożona.- To dopiero początek - oznajmiła Liz.- Za parę minut się uspokoi.Jakieś sześć dodziesięciu godzin tak to będzie wyglądało.Wiatr ucichnie tak samo niespodziewanie, jak sięzerwał, za każdym razem będzie to jednak trwało dłużej i z czasem nabierze siły.- Gdyzauważyła, że Maggie pobladła, dodała szybko: - Mam kapsułki z imbirem.Wychodząc ze sklepu, Liz odszukała Howarda.Nie chciała mu przeszkadzać, bo właśnieprzyjmował od klienta pieniądze, ale wyczuł jej napięcie i nawet nie czekał na jej prośbę,tylko powiedział:- Zajmę się nim, jak go znajdę.I nie martw się o kantynę.ROZDZIAA PIDZIESITY SI�DMYAódz huśtała się na boki, rzucając Walterem w kabinie od ściany do ściany.Joe Blackzwiązał mu plecionym sznurem ręce i stopy.Walter ślizgał się i uderzał w drewniane panele.Między nim a schodami prowadzącymi do kokpitu leżał worek.Walter przyglądał się mu, chociaż w tym celu musiał się przekręcić i obejrzeć przez ramię.Nie mógł się całkiem odwrócić, bo łódz za mocno się kołysała, był jednak pewien, że coś, araczej ktoś znajduje się w tym worku.Z początku dochodziły do niego jakby jęki.Teraz jużnic.- Jak sobie radzisz, Walter? - krzyknął Joe, by przebić się przez warkot silnika.Zajrzał na dół.Walter zobaczył tylko górny fragment jego czoła.Wiedział, że tensmarkacz nie będzie miał odwagi opuścić kokpitu.Musi tam zostać i pilnować steru.Sądzącz narastających przechyłów łodzi oraz wznoszenia się i opadania, fale były corazgwałtowniejsze.Wkrótce nie będzie miało żadnego znaczenia, jak Joe steruje łodzią.Usłyszał trzask radia, a potem głos Joego huknął z pudełka na ścianie kabiny:- Hej, Walter.Nie możesz nacisnąć guzika, żeby mi odpowiedzieć, ale chciałbym ci cośwyjaśnić.Nic do ciebie nie mam.To tylko interesy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem jĂ„Â… i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem jĂ„Â… i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.