[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszkał u dozorcy śluzy na bagnisku i co dzień w dni powszednie zjawiał się zobiadem zawiązanym w węzełek i zawieszonym na plecach, z rękami w kieszeniach.Niedziele spędzał leżąc na śluzie lub stał oparty o stóg czy stodołę.Chodząc ciągnąłociężale stopy, a gdy ktoś do niego przemówił, podnosił oczy z takim wyrazem, jak gdybyzdumiewał się lub obrażał i jak gdyby opanowany był jedyną myślą, że właściwie nie potrafiwcale myśleć, co jest dziwne i krzywdzące.Ten ponury czeladnik nie lubił mnie.Kiedym był jeszcze mały i nieśmiały, dawał mido poznania, że w ciemnym kącie kuzni mieszka diabeł i że on zna go doskonale.Mówił też,że diabeł ten raz na siedem lat musi rozniecić ogień w kuzni i spalić małego chłopca i żemogę się uważać odtąd za paliwo.Kiedy zostałem terminatorem Joego, Orlick pomyślałzapewne, że zajmę z czasem jego miejsce i jeszcze mniej mnie lubił.Nie żeby robił lub mówiłcoś otwarcie wrogiego, ale spostrzegłem, że kując posyła zawsze iskry w moją stronę, a kiedyzaczynałem śpiewać Starego Klema, to umyślnie fałszuje.Nazajutrz po rozmowie z Joem, kiedym mu przypomniał o obietnicy dania mi pół dniawolnego, Orlick był właśnie przy robocie.Zrazu nic nie powiedział, gdyż właśnie kuli wedwóch z Joem rozgrzany do czerwoności kawał żelaza, a ja poruszałem miechami, alegdyśmy skończyli, oparł się na młocie i oświadczył:- Chyba majster nie będzie faworyzował jednego z nas.- Jeżeli młody Pip dostanie półdnia wolnego, to dostanie go chyba i stary Orlick.Nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat, ale mówił o sobie stale jak o starcu.- A co zrobisz z tym wolnym dniem, kiedy go dostaniesz? - spytał Joe.- Co ja zrobię? A co on zrobi? Zrobię to samo, co on - odparł Orlick.- Pip pójdzie do miasta - wyjaśnił Joe.- Tak? To i stary Orlick pójdzie do miasta.Dwóch może pójść przecież do miasta.Czemu tylko jeden ma iść?- Nie wpadaj w złość - hamował go Joe.- Wpadnę, jeśli mi się zechce! - krzyknął Orlick - żadnych przywilejów nie ścierpię wtej budzie! No, majster, niech pan będzie człowiekiem.Majster nie chciał z nim gadać, dopóki czeladnik się nie uspokoi.Wtedy Orlickodwrócił się błyskawicznie do paleniska, schwycił z niego rozżarzoną do czerwoności sztabężelaza i machał nad moją głową, jak gdyby chciał mnie żywcem spalić.Potem rzucił żelazona kowadło i zaczął bić je z taką zaciekłością, jak gdyby iskry, które pryskały, były krwiąbroczącą z mego ciała.Wreszcies kiedy sam się zgrzał, a żelazo ostygło, oparł się na młocie ipowiedział:- No, majstrze.- Czyś się już uspokoił? - spytał Joe.- Tak, jestem spokojny - odparł Orlick szorstko.- A więc ponieważ obaj pracujecie równie dobrze, niech będzie pół dnia wolnego dlaobu - zdecydował Joe.Siostra moja, która była właśnie na podwórzu i swoim zwyczajem podsłuchiwała bezżadnych skrupułów, ukazała się nagle w jednym z okien kuzni.- To podobne do ciebie, ty idioto! - zawołała do Joego - tak marnować pieniądze, któremu wypłacasz na tygodniówkę, temu leniowi.Widocznie jesteś, jak Boga kocham, bardzobogatym człowiekiem.Chciałabym ja być jego majstrem!- Pani chciałaby być majstrem wszystkich, gdyby tylko mogła! - zaśmiał się złośliwieOrlick.(- Zostaw ją w spokoju! Słyszysz? - rzucił Joe).- Mogłabym być majstrem wszystkich idiotów i łajdaków świata - odkrzyknęła mojasiostra, która zaczęła już wpadać w wściekłość.- Gdybym nim została, to byłabym przedewszystkim majstrem twojego majstra, który jest królem idiotów.A gdybym awansowała namajstra łajdaków, to byłabym twoim, bo nie ma bardziej ponurego łajdaka stąd aż do Francji.- Wstrętna jędza z pani, matko Gargery, a jeżeli chodzi o łajdactwo, to już chyba paniteż nic nie brakuje!(- Zostaw ją w spokoju! - powtórzył Joe).- Coś ty powiedział? - krzyknęła moja siostra z rykiem.- Coś ty powiedział? Co tenOrlick do mnie powiedział, Pip? Jak mnie nazwał w obecności mojego męża? Och! Och!Och!Każde jej słowo było nowym rykiem i muszę tu zauważyć zjawisko, które występujenie tylko u mojej siostry, ale u wszystkich kobiet o gwałtownym usposobieniu: nie od razuwpadła w taką wściekłość, tylko sama wprawiała się w ten stan i stopniowo doszła donieprzytomnej furii.- Jak nazwał mnie w obecności tego tchórza, który przysięgał mi opiekę? Och,trzymajcie mnie, trzymajcie mnie!- Achhh - syknął przez zęby czeladnik - już ja bym cię potrzymał, gdybym był twoimmężem! Potrzymałbym cię pod pompą, aż przeszłaby ci złość!(- Mówię ci, daj jej spokój! - upomniał go znowu Joe).- Och, słuchać czegoś podobnego! - wrzasnęła moja siostra załamując ręce i jęcząc, cooznaczało następny stopień jej gniewu - słuchać, jakimi mnie obrzuca wyzwiskami tenOrlick! W moim własnym domu! Mnie, kobietę zamężną! I to wobec mego męża!Tu siostra moja rozplotła załamane palce, walnęła się kilkakrotnie pięścią w piersi,zerwała z głowy czepek, rozpuściła włosy, co oznaczało ostatni stopień przed wpadnięciem wszał.W tym stanie rzuciła się ku drzwiom kuzni, które przezornie zamknąłem.Coż innego pozostawało biednemu Joemu, jak zwrócić się do czeladnika z pytaniem,jakim prawem wtrącił się między niego a żonę i czy uważa się za mężczyznę? A jeżeli tak, toczy jest gotów?Stary Orlick oświadczył, że tak, i przyjął obronną postawę.Nie zdejmując nawetzasmolonych fartuchów rzucili się na siebie jak dwa tytany.O ile mi było wiadomo, nikt wokolicy nie mógł oprzeć się Joemu, toteż Orlick, niczym niedawno blady chłopiec, runąłnatychmiast na kupę miału węglowego i najwidoczniej nie miał zamiaru wstać.Wówczas Joewyszedł z kuzni, podniósł moją siostrę, która leżała zemdlona pod oknem (wydaje mi się, żewidziała dobrze walkę) i zaniósł ją do domu.Tu położył ją na łóżku, ale ona wyrywała się iwczepiła we włosy męża.Nastąpiła potem cisza, jaka zwykle przychodzi po burzy.Poszedłem na górę do megopokoiku ubrać się i nie mogłem opędzić się wrażeniu, że to niedziela i że ktoś umarł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]