[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O siedemnastej trzydzieści ciągle go nie było.Wracała do sypialni, żeby się przebrać,kiedy usłyszała podjeżdżający samochód.Czuła się jak młoda dziewczyna przed pierwszą randką.Prawdopodobnie ubrała sięzbyt elegancko, ale chciała dla Carsona ładnie wyglądać.To było idiotyczne.Nic nie mogłana to poradzić.Otworzyła drzwi i zobaczyła, że włożył smoking.To było ubranie, którego razem niekupowali, więc patrzyła oniemiała.Carson był tak przystojny, że nie mogła oderwać od niegooczu.Jak stworzony do noszenia smokingu.Biel koszuli podkreślała jego opaleniznę.Niebieskie oczy znowu pociemniały, kiedy na nią patrzył.- Wyglądasz.bardzo elegancko - powiedziała łamiącym się głosem.- Ty również - odpowiedział z powagą.- Lepiej już jedzmy. Poszła za nim, zapominając o okryciu.Byli w połowie drogi do Phoenix, kiedy sobieto przypomniała.- Mój szal! - zawołała.- Mało prawdopodobne, żebyś zamarzła - powiedział obcesowo.- Wcale tego nie powiedziałam - odburknęła.- Będę zadowolony, kiedy to się skończy - narzekał.- To był twój pomysł - przypomniała.- Ostatnio mam wyjątkowo złe pomysły.- Wiem.Wolno przesunął po niej wzrokiem.- Musiałaś założyć sukienkę, która ma wycięcie sięgające pępka? - zapytał zirytowany.Mandelyn zdecydowała, że nie pozwoli, by ją wyprowadził z równowagi.- To jedyna elegancka sukienka, jaką mam.- Jak sądzę, to pozostałość z czasów, kiedy chodziłaś na randki ze swoim bankierem inależałaś do śmietanki towarzyskiej Charlestonu - powiedział kpiąco.Zmrużyła oczy, powstrzymując się przed odpowiedzią.- %7ładnej riposty? - kpił nadal Carson.- Nie będę się z tobą kłóciła - powiedziała.- Skończyłam z kłótniami.Straciłam na nieochotę.- Ty skończyłaś z kłótniami? - Zaśmiał się.- Ludzie się zmieniają.- Ale nigdy na tyle, by zadowolić innych ludzi.Jestem zmęczony i wybieram się narodzaj rozrywki, której nie rozumiem i nie lubię.To mnie nie zmieni.Nigdy nie będę dobrzewychowany.Pogodziłem się z tym.- A czy twoja światowa kobieta to zaakceptuje? - Mandelyn roześmiała sięnieprzyjemnie.- Zaakceptuje cię takiego, jaki jesteś?- Może nie zaakceptuje - odpowiedział.- Ale takiego mnie dostanie.- Ale władca! - szydziła.- Jakie to ekscytujące dla niej! Powoli odwrócił głowę, a jegospojrzenie było grozne.- Któregoś dnia doprowadzisz mnie do ostateczności.Mandelyn odwróciła wzrok iprzyglądała się światłom miasta.Podjechał pod teatr i zaparkował samochód.Było tłoczno, więc Mandelyn trzymałasię blisko Carsona.Czuła się niezręcznie w obecności tylu nieznajomych.Spojrzał na nią i, marszcząc czoło, zapytał: - Nie boisz się być tak blisko mnie?- Bardziej od ciebie boję się tych nieznajomych ludzi - przyznała się.- Nie lubiętłumów.Stanął jak wryty i spojrzał na nią zwężonymi oczami.- Ale lubisz spektakle, kochanie?Sarkazm w jego głosie był kąśliwy.Spojrzała na niego spokojnie.- Lubię też mężczyzn śpiewających głębokim głosem piosenki miłosne - powiedziała.Przez chwilę był zażenowany.Prowadził ją przez tłum uważnie, ale zdziwienie niezniknęło z jego twarzy.Wszystko się nie układało.Bilety były na inny dzień.Poinformowano o tym Carsonagrzecznie, ale stanowczo.- Akurat - powiedział niskiemu mężczyznie przy drzwiach.Potem szeroko sięuśmiechnął, a to oznaczało kłopoty.- Posłuchaj, kolego, miały być na dzisiejszy wieczór,więc przyjechałem.I zostaję.- Proszę mówić ciszej - błagał portier.- Ciszej? Właśnie zamierzam mówić głośniej - poinformował go Carson.- Szukaszkłopotów, to będziesz je miał.Mandelyn zamknęła oczy.To się stawało jej zwyczajem.Dlaczego świadomienarażała się na taki wstyd.- Proszę wejść.Jestem pewien, że pomyłka powstała z naszej winy - niski mężczyznapowiedział to głośno z wymuszonym uśmiechem.Carson pokiwał głową i uśmiechnął się do niego zimno.- Jestem tego pewien.Chodz, Mandy.Przyprowadził ją do ich miejsc i pomógł usiąść.Wyciągnął długie nogi i przejrzał program.Nachmurzył się.-  Jezioro Aabędzie ? - zapytał.Przyjrzał się zdjęciom w programie i popatrzył naMandelyn.- Czy to znaczy, że przejechaliśmy taki kawał drogi, żeby zobaczyć, jak jakaś babaprzebrała się za cholernego ptaka i paraduje po scenie?Dobry Boże, spraw, żeby zaniemówił, modliła się Mandelyn.Wokół nich słychać było gniewne szepty.Mandelyn dotknęła ręki Carsona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •