[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sophie była rozgorączkowana.- Martwi mnie jedna krowa.Możesz przyjechać? James wróci pewnie pózno.Alice szybko spakowała potrzebne rzeczy i zwróciła się do Carol:- To może trochę potrwać.Poradzisz sobie?- Oczywiście!Pogoda ducha, jaką Carol niezmiennie demonstrowała, działała na Alice ko-jąco.Zadowolona była z powrotu przyjaciółki.Dzięki niej wszystko przebiegałogładko, mimo braku nowoczesnego wyposażenia.A skoro już o tym mowa, tonawet jeśli James wyjedzie, będzie musiała sama sprostać wymaganiom czasów.Zawsze można wziąć pożyczkę.Poczuła radość, gdy wyobraziła sobie swą lecznicę wyposażoną w najnow-sze osiągnięcia techniki, szybko jednak zastąpił ją smutek, gdy uświadomiła so-bie, jak puste będzie to wszystko bez Jamesa.Na szczęście dojeżdżała już dodomu Sophie i musiała przerwać swe niewesołe rozmyślania.Sophie szybko zaprowadziła ją do obory.- Nasz pracownik ma grypę, a David pojechał do prawnika.Usuwam jejnadmiar mleka, ale to wszystko jest dla mnie takie nowe, że zastanawiam się, czynie zabieram za dużo.Popatrz, czy ona nie wygląda strasznie? A to biedne cie-lątko? Ma tylko trzy dni.Alice szybko przejęła inicjatywę.- Najpierw trzeba przenieść cielę do innego boksu.Wspólnymi siłami przeniosły wierzgające zwierzątko do pomieszczeniaobok.Gdy Alice badała leżącą nieruchomo krowę, Sophie spytała z lękiem:- To nie jest choroba wściekłych krów?- Ależ skąd! To są objawy gorączki wywołanej zastojem mleka.Aatwe dowyleczenia.Czy James odbierał poród?RS- Tak.I mówił, że poszło gładko.Musiało się to stać nagle, bo kiedy oglądałją rano, wszystko było w porządku.Alice skinęła głową.- Ta gorączka wywołana jest gwałtownym spadkiem wapnia we krwi i jeślizostanie zauważona w porę, można ją szybko wyleczyć zastrzykiem borogluko-nianu wapnia.Dobrze, że zadzwoniłaś.Zadowolona z sukcesu, Sophie uważnie obserwowała poczynania Alice.Tazdjęła wieczko z buteleczki, włożyła do niej rurkę, a na jej końcu umieściła dużąigłę.Trzymając butelkę w lewej ręce na wysokości ramienia, prawą wbiła podskórę krowy igłę i patrzyła, jak płyn powoli znika.- To nie potrwa długo - powiedziała i czekała w milczeniu na opróżnieniebutelki.Kilka minut po usunięciu igły krowa się poruszyła i wreszcie podniosła nanogi.- Jak się cieszę! - zawołała Sophie.- Czy możemy jej teraz przynieść dziec-ko?- Nie, dopiero za godzinę.Niech James do niej zajrzy.Wieczorem też.Na twarzy Sophie odmalowało się zdumienie.- A czy wieczorem nie idziesz z nim na kolację? - Zawahała się i roześmiała.- Znowu się pomyliłam? To jutro, tak?Alice uniosła brwi i powiedziała:- Jedyną osobą w tej okolicy, która potrafi trzymać język za zębami, jest Ja-mes.Tak, jutro mamy zamiar porozmawiać o przyszłości.Mam nadzieję, że niewraca do Australii.- Och, nie! Po tym, co Janey mu powiedziała.- No dobrze.- Alice usiłowała na próżno przybrać zdawkowy ton.- Nie,właściwie niedobrze.Czy wiesz, co to za wiadomość, czy nie?RS- Tak, ale - zaśmiała się niepewnie - chyba nie powinnam ci mówić.Jamespowtarza, że ja zawsze wszystko przekręcam.Niech on ci powie.- Pewnie będzie milczał jak zaklęty - skonstatowała Alice - ale jeśli to macoś wspólnego z jego życiem osobistym, nie mam prawa pytać.Sophie wzruszyła ramionami.- Nie musisz pytać.On ci powie, więc się nie martw.Alice jednak była terazjeszcze bardziej zmartwiona niż przedtem.Jeśli James na pewno ma jej coś doprzekazania, może to oznaczać tylko jedno.Była tak przygnębiona, że gdy zobaczyła poczekalnię pełną pacjentów,wręcz się ucieszyła.Przynajmniej nie będzie miała czasu na dramatyczne rozwa-żania.Ostatnim pacjentem był pies z dużą przepukliną.Kiedy skończyła zabieg izałożyła szwy, podeszła do kuchenki i nastawiła czajnik.Czekając na Carol, któ-ra układała psa w kojcu, zawołała:- Pora na kawę!W tej samej chwili dobiegł ją odgłos otwieranych drzwi.Pomyślała, że to pewnie jakiś spózniony pacjent i zdziwiła się, gdy w pocze-kalni ujrzała uśmiechniętą twarz Janey.- Widzę, że przyszłam w porę.Mogę wejść? - Gdy Alice gestem zaprosiła jądo środka, Janey dodała: - A potem chciałabym z panią porozmawiać.Gdy weszła Carol, Alice podała kawę, a Janey poczęła raczyć je opowie-ściami o swej pracy asystentki weterynarza w Australii.Choć nie była zarozu-miała, szybko stało się jasne, że jest profesjonalistką i znane jej są najnowszeosiągnięcia techniki: Po skończonej kawie Carol dyskretnie się ulotniła, Janeyzaś powiedziała:- Wygląda pani na zmartwioną, Alice.Co się stało? Alice przywołała natwarz uśmiech.RS- Właściwie nic, tyle że nie wyobrażam sobie, o czym chciałaby pani ze mnąrozmawiać.Mogę tylko zaryzykować domysł, że chodzi o Jamesa.Pewnie wracado Australii, a to mi trochę skomplikuje życie.- Czy pani zawsze widzi wszystko w czarnych barwach? - Janey patrzyła nanią z serdecznym uśmiechem.- Gdyby o to chodziło, nie ja bym pani o tym mó-wiła.Przyszłam coś pani doradzić.Wiem, że idziecie jutro na kolację.Sophiemi powiedziała.Myśli pani pewnie, że to nie moja sprawa.No więc - ciągnęłapo namyśle - przyjechałam tu, żeby mu powiedzieć coś bardzo dla niego ważne-go.Słyszała pani o tym wypadku, w którym zginęły jego matka i narzeczona?Alice przytaknęła.- Od Sophie, ale kiedy wspomniałam o tym Jamesowi, powiedział, że onawszystko przekręciła.- To prawda, ale okazuje się, że nie tylko ona się myliła.Teraz wszystko jużwiadomo i James stał się innym człowiekiem.Alice patrzyła na nią oszołomiona.- A co to ma wspólnego ze mną?Janey spojrzała na nią z wymownym uśmiechem.- To już James pani wyjaśni.A ja proponuję, żeby go pani wysłuchała.Pro-szę mu nie mówić, tak jak mnie, że to nie ma nic wspólnego z panią.Bo ma.- Nic nie rozumiem - przyznała Alice bezradnie - ale posłucham pani rady.Obawiam się jednak, że dobra wiadomość dla niego to dla mnie zła wiadomość.Przepraszam, ale muszę zajrzeć do psa.- Czy mogę pójść z panią? To zawodowa ciekawość.W drodze do sali dla rekonwalescentów rozejrzała się po gabinecie i rzuciłajakby od niechcenia:- Nie jest tu zbyt nowocześnie, prawda? Alice potrząsnęła głową.- No, może nie ma tu najnowszego wyposażenia, ale - wzruszyła ramionami- od czasu śmierci ojca nie jest mi łatwo.RS- Rozumiem.W głosie Janey brzmiało współczucie, Alice wyczuła jednak ukrytą krytykę irzekła chłodno:- Niektóre rzeczy są tak drogie, że ich zakup się nie opłaca, zważywszy, że tubyłyby rzadko używane.Janey nie komentowała tego, najwyrazniej uznawszy, że powiedziała dosyć,a gdy obejrzały operowanego psa, pożegnała się i wyszła.Alice została sama iczekała, aż pies w pełni odzyska przytomność.Nie miała siły myśleć o Jamesie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]