[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież wiem, że ten nóż jest ostry.Bardzomi miło.- To jest lady Helen Barstairs - Laura dokończyła prezentację.-Mieszka w tym domu od urodzenia, więc może pan ją wypytaćo wszystko.Mam poszukać plastra? - zwróciła się do Helen.- Tak, poproszę, zanim zakrwawię całą kuchnię.- Zaczekała, ażLaura znalazła plaster w apteczce i opatrzyła jej palec.Dzięki temuzyskała trochę czasu, by dojść do siebie, choć nadal wstrząsały niądreszcze.- Powinno być dobrze - oznajmiła Laura.- Zaparzyć panu herbatę?- Proszę się nie kłopotać - powiedział.- Przyszedłem tylkopowiedzieć dzień dobry".220- Dzień dobry - powtórzyła Helen.Może i nie wyglądał jak Oliver, ale z pewnością mówił jak on.Przekonywała siebie, że to tylko podobny akcent i usiłowała uspokoićrozkołatane serce.- To mój siostrzeniec - wtrąciła Joyce, która przyszła za nimi dokuchni.- Jego ojciec poślubił moją siostrę Valerie.Pamięta paniValerie, prawda? Pracowała tu dawno temu razem z moją mamą.- Tak, pamiętam.- To się nie działo naprawdę.Tylko przyśnił sięjej jakiś koszmar.Helen starała się mówić normalnie.- Czy nie byłajedną z pokojówek?- Zgadza się.Wyszła za Olivera Donovana.Bywał tu w czasiepoprzedniej wojny, gdy różni oficerowie przychodzili do państwa naherbatę, kanapki i żeby się wykąpać w ciepłej wodzie.Pamięta go pani?- Owszem, pamiętam - mówiła lekko znużonym głosem.Wiedziała, że to ją zaboli, ale musiała się dowiedzieć więcej.- Zdaje się, żemiał jechać na front do Francji.- Pojechał - odpowiedział Wayne.- Pod koniec wojny zostałranny i wrócił tu.To wtedy postanowił poślubić mamę.A więc wrócił, tylko że nie do niej.Wzięła łyk kawy, którą Laurapostawiła przed nią.Ucieszyła się, że siedzi, bo gdyby stała, nogi bysię pod nią ugięły.Musiała chwycić filiżankę obiema dłońmi, żebypodnieść ją do ust.- Pobrali się w Beckbridge?- Tak myślę.- Niezupełnie - przerwała Joyce.- W urzędzie stanu cywilnegow Attlesham.To był cichy ślub, bo Oliver nie miał tu żadnychkrewnych.Postanowili wziąć ślub kościelny już w Kanadzie.- Tego nie wiedziałem - zdumiał się Wayne.- Jaki ten świat jest mały - skomentowała Laura, zerkając to naWayne'a, to na Helen.Znała swoją przyjaciółkę na tyle dobrze, byzorientować się, że ta wizyta wytrąciła ją z równowagi.- Czy nadługo przyjechał pan do Beckbridge, kapitanie?- Proszę mi mówić Wayne.- Na cały tydzień - oznajmiła triumfalnie Joyce.- A teraz, gdy nasjuż odnalazł, mam nadzieję, że każdy urlop będzie spędzał z nami.Będzie mógł opowiedzieć o nas Valerie i Oliverowi.221Helen zrobiło się słabo.Ileż to razy zastanawiała się, czy Oliverprzeżył wojnę? Ile razy zastanawiała się, czy o niej myślał? Ile godzinspędziła w altanie, prowadząc z nim wyimaginowane rozmowy,opowiadając mu o Laurze, wyobrażając sobie jego zawsze pełneuczucia odpowiedzi utwierdzające ją w wierze, że o niej nie zapomniał? A jednak zapomniał.Czy miał romans z tą pokojówką, jeszczezanim wyjechał do Francji? Miała ochotę płakać i wyć z wściekłościna siebie za to, że uwierzyła w jego zapewnienia o wiecznej miłości.Cioteczna babka Martha miała rację i ta świadomość była gorzkaniczym piołun.I teraz znów za to płaci.Oto Laura i syn Olivera,przyrodnie rodzeństwo.Boże, co się teraz stanie?- Nie będę przeszkadzał - Wayne przerwał krępującą ciszę.-Cieszę się, że panie poznałem.Wychodził.Nagle zapragnęła go zatrzymać, wypytać, usłyszećwięcej.Jak się miewał Oliver? Co porabiał w życiu? Czy miał innedzieci? Czy kiedykolwiek o niej wspominał, a jeśli tak, to w jakimkontekście? Czy naprawdę chciała to wszystko wiedzieć? Czy niepowinna go nienawidzić za to, że poślubił inną i to na dodatek jednąze służących jej ojca? Miała w głowie taki mętlik, że nie mogłaspojrzeć na Wayne'a, bo wtedy mógłby się zorientować, że coś byłonie tak.Usłyszała swój głos:- Proszę nas jeszcze odwiedzić, kapitanie.Co ją opętało? Czemu to powiedziała? Czy była to zwykła uprzejmość, czy jakaś masochistyczna pobudka?- Dziękuję, proszę pani.Chętnie skorzystam z zaproszenia.Uścisnął rękę jej i Laurze, po czym wyszedł z Joyce.- Helen, jesteś bardzo blada.Skaleczyłaś się tak mocno? - zapytałaLaura, gdy goście wyszli.- Nie.Zawsze mi słabo na widok krwi, zwłaszcza własnej.Głupie,prawda?- Chcesz się położyć?- Nie.- Wstała.- Chyba się przejdę.Poradzi sobie pani beze mnieprzez kilka minut, pani Ward?Pani Ward, która słyszała i chłonęła każde słowo, oznajmiła, żeHelen naturalnie może iść i zaczerpnąć świeżego powietrza.Helennarzuciła żakiet i wymknęła się tylnym wyjściem, zanim ktokolwiek222zdążył zapytać, dokąd idzie.Jednak Laura się domyślała.WidywałaHelen nad jeziorem w pobliżu nowo wybudowanej altany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]