X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastał go tak jeden z podoficerów i zapytał, co tu robi.- Suszę bieliznę, panie cugsfirer.- Jakżeż? Nie widzisz, że deszcz pada, cymbale? Nie mogłeś zaraz zebrać?- Befehl był, żeby suszyć, to suszę.Podobnie zachowywał się i w innych wypadkach.Skąd się wziął w kompanii, nikt niemógł powiedzieć.%7łył swoim zamkniętym życiem, nie przyjaznił się z nikim dla każdego miałzawsze ten sam nikły, idiotyczny uśmiech zahukanego głuptaka i nikt z nim nic wspólnegonie miał.Spał w najdalszym kącie sali i w kącie tym spędzał przeważną część dnia.Czasamibrakowało go przy capstrzyku lub przy rozkazie, ale żaden podoficer służbowy tym się nie przejmował, gdyż nikt nie podejrzewał go nawet przez chwilę o możliwość popełnieniadezercji.- Gdzieście byli, Hładun? - pytał kapral, kiedy "Kompanieidiot" wracał pózno dokoszar.- Tam.- Gdzie tam?Hładun smarkał i wpatrywał się w kaprala.- Na trawie - odpowiadał po chwili namysłu.Kiedy się zetknął z jakimś obcym podoficerem lub oficerem, na wszystko odpowiadał:Ich weiss nicht (Nie wiem).Stał teraz przy zamkniętych drzwiach i smarkał, wodząc oczymaod jednego do drugiego.- Za co znów tego zamknął? - spytał zdziwiony Kania.- Za co cię wsadzili, He?Hładun uśmiechnął się po swojemu, popatrzył na sufit, jakby tam miał wypisanąodpowiedz, i ciągle jednakowo uśmiechnięty usiadł na brzegu pryczy.- No, za co tu jesteś, wiesz?Hładun popatrzył teraz na Sz�k�l�na i mrugnął oczami jakoś tak filuternie, żewszyscy przestali jeść.- Widać do reszty zgłupiał - orzekł Sz�k�l�n.- Co ty za grymasy stroisz? Podobam cisię?- Chcesz jeść? - zapytał Kania i pociągnął go za rękaw.- Masz łyżkę, wbijaj,nieszczęsny idioto.Hładun przecząco pokręcił głową.- Nie, to nie.Bez łaski.Zaczęli dalej jeść, nie zwracając już uwagi na siedzącego na brzegu pryczy Rusina.Nagle przerwał im rozmowę głośny i szczery śmiech.Zdumieni, popatrzyli na Hładuna, którypołożył się na pryczy i śmiejąc się żywiołowo wymachiwał nogami w powietrzu.Kaniapowstał i stanął przed nim.- Czego tak ryczysz, bałwanie?"Kompanieidiot" usiadł i przestał się śmiać, cała jednak jego twarz wyrażała każdymrysem zupełne zadowolenie z siebie.- Tak, przewróciło mu się w głowie - zauważył Sz�k�l�n - musiał go ktoś mocno włeb uderzyć.Przedtem takich napadów nie miał.Trzeba będzie powiedzieć Koperce, żeby gozamknął z papugą, bo nam tu gotów przy ucieczce jakiegoś galimatiasu narobić.Hładunpopatrzył na Sz�k�l�na i powstał.- Nie narobię galimatiasu, panie cugsfirer - przemówił poważnie - i jeżeli chodzi o wianie, to i ja z wami wieję, panowie.Gdyby w tej chwili przemówił piec stojący w rogu, nie zrobiłoby to na nich większegowrażenia.Aż przysiedli ze zdumienia.Z osłupieniem wpatrzyli się w Hładuna, z któregotwarzy znikł wyraz głupoty i ustąpił miejsca zaczajonemu sprytowi.- Oniemieliście, co? Kania trącił Habera.- U.uszczypnij mnie.Haber z wytrzeszczonymi na Hładuna oczami machinalnie uszczypnął go w ramię.- Boli.znaczy, że nie śpię.więc to ty jesteś, Hładun? "Kompanieidiot"?- Tak, to ja.Kania potarł ręką czoło.- Nic nie rozumiem.- A ja rozumiem wasze zdziwienie, panowie - przemówił Hładun - nie będę wamszczegółowo opowiadał, dlaczego udawałem idiotę, bo to jest moja sprawa.Grozi mi stryk.- Stryk?Hładun skinął głową.- Znalazł u mnie kapitan paczkę korespondencji i jeżeli to odeśle do żandarmerii, niezobaczę za trzy dni wschodu słońca.- Ale jakżeż, ty? Zawsze pętałeś się po kompanii z taką głupią gębą.Hładunuśmiechnął się.- Ta właśnie głupia gęba była moją legitymacją.Miałem spokój.- Ale coś ty właściwie takiego.?- Byłem łącznikiem między Rusią Przykarpacką a frontem.Jestem członkiem pewnejorganizacji ukraińskiej i dostarczałem do Użhorodu różne takie.nie będę zresztą mówił wamo tym, bo was to nie obchodzi.Muszę wiać i mam do tego więcej powodów niż wy.Więc?- Nie ma co - rzekł Sz�k�l�n - wiejesz z nami.- W jaki sposób dostałeś się do kompanii? - zapytał Kania.- Stara historia.Zacząłem w szkole oficerskiej udawać wariata i potem się takkierowałem, żeby się stamtąd wydostać.- Masz cenzus?- Cenzus? Mam dyplom architekta.Kania porozumiewawczo popatrzył na Baldiniego.- Nie spodziewałem się żadnej rewizji, przetrzymałem u siebie tę przeklętą paczkę iwpakowałem się na całego.Diabli nadali tego kapitana.- U wszystkich rewidował? - zapytał Kania. - Nie.Tylko u mnie.Kuferek sterczał jakoś tak nierówno pod łóżkiem i wpadł mu woko.Akurat musiał natrafić na mnie.- Pociesz się, że gdyby natrafił na inne kuferki, nasz kryminał stałby się za ciasny.- Ja o tym też wiedziałem - Hładun uśmiechnął się - nieraz to mnie ręka świerzbiła,żeby dać komu w pysk za głupie, nieostrożne gadanie.O mnie w kompanii wiedziało tylkodwóch: cugsfirer Koperka i.- Koperka?- Tylko mu o tym nie mówcie.Za dużo tu ludzi wchodzi w grę!- Jak widzę, niezły z niego dyplomata; udaje przede mną piwowara.No, mnie mógłwszystko mówić, na pewno byłbym dyskretny.- W naszej robocie nie można nic mówić, nawet bratu, a jeżeli chodzi o Koperka, toprzyznam się wam, że jest właściwie moim wrogiem politycznym, ale nieraz mi pomógł,kiedy chodziło o coś naprawdę ważnego, a nakrył mnie przypadkiem.- I tak cały czas chodziłeś przy nim i udawałeś idiotę?- Rozmawialiśmy sobie nieraz na boku.Naprawdę to ty nie wiesz, co to za historie siędziały.Mieliśmy raz wsypę i od tego czasu jeden przed drugim się nie wydaje.W kompaniijest dwóch Polaków i nikt o tym nie wiedział, prócz mnie.Kania splunął.- Dwóch Polaków? - zapytał Haber.- Gadają po niemiecku i podają się za Czechów, ale ja ich raz nakryłem.- Którzy to są?- Nie powiem, to ich sprawa.Jeżeli się przed tobą nie wygadali, to ja tym bardziej niemam prawa.W kracie okiennej ukazała się wesoła twarz Ivanovicia.- Ho, ho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •