[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiałam wystąpić z jakimś innym olśniewa-RLjącym pomysłem, ale nie byłam tak rozczarowana, jak powinnam, ponieważ my-ślałam o tym facecie, z którym się zderzyłam.To było coś.Nie tylko zgodnośćnaszych szram.Gdybym jednak wyszła z tego budynku, istniała możliwość, żejuż go nigdy nie zobaczę.Chyba że coś w tej sprawie zrobię.Jeśli się nie prosi,to się nie dostaje.(Nawet wtedy to porzekadło nie zawsze się sprawdza).Najpierw musiałam go znalezć, a ten bank był ogromny.A jeśli uda mi się gozlokalizować, co powinnam zrobić? Wsadzić mu palec do kawy i ssać sugestyw-nie? Natychmiast to wykluczyłam.Po pierwsze, gorąca kawa mogłaby rozpuścićklej na akrylowym paznokciu, który mógłby odpaść i pływać w filiżance niczympłetwa rekina.Po drugie: tak czy inaczej zrobienie czegoś takiego byłoby odraża-jące.Pan Coaster wyjaśniał wszystko wylewnie, a ja kiwałam głową i uśmiechałamsię, lecz myślami byłam daleko we własnym wnętrzu, pochłonięta własnym nie-zdecydowaniem.I właśnie wtedy, w nagłym przebłysku, powzięłam plan działania.Nagle by-łam pewna.Będę otwarta i szczera.Zdecydowałam się poprosić o pomoc panaCoastera.Tak, nieprofesjonalnie.Tak, niestosownie.Ale co było do stracenia?- Panie Coaster - przerwałam uprzejmie - w drodze do pańskiego biura wpa-dłam na pewnego dżentelmena, co skończyło się rozlaniem jego kawy.Chciała-bym go przeprosić, zanim wyjdę.Nie znam jego nazwiska, ale mogę go opisać -mówiłam szybko.- Jest wysoki, przynajmniej tak myślę, chociaż sama jestem takniska, że każdy wydaje mi się wysoki.Nawet pan.Cholera!Pan Coaster miał kamienną minę.Ale ja naciskałam.Musiałam.Jak opisaćmojego tajemniczego mężczyznę?RL- Jest trochę blady, ale nie w jakiś przykry sposób, nie chorobliwie.Ma ja-snobrązowe włosy, ale można przypuszczać, że jako dziecko był blondynem.Ajego oczy.chyba mogłyby być zielone.Kamienna twarz Coastera pozostała kamienna.Przerwał mi.- Obawiam się, że nie mogę pomóc.Z szybkością światła znalazłam się na zewnątrz jego gabinetu, którego drzwizdecydowanie zamknęły się za moimi plecami.Nita studiowała własną twarz w lusterku puderniczki.Wyglądało na to, żewypróbowała na sobie wszystkie produkty jednocześnie, zupełnie jak maładziewczynka, która wpadła w amok, dobierając się do szuflady z kosmetykamimamy.- Nita, możesz mi pomóc?- Anno, uwielbiam ten błyszczyk.- Szukam mężczyzny.- Witamy w Nowym Jorku.- Nawet nie oderwała wzroku od lusterka.-Ośmiominutowa randka.Przypomina randkę na czas, tylko jest wolniejsza.Do-stajesz osiem minut zamiast trzech.To coś absolutnie wspaniałego.Ostatnim ra-zem miałam czterech zainteresowanych.- Nie szukam jakiegokolwiek mężczyzny.On tu pracuje.Jest dość wysoki i.- nie było innego sposobu, musiałam to powiedzieć - no.przystojny.Ma nie-wielką szramę na brwi i mówi tak, jakby pochodził z Bostonu.Nagle wzbudziłam jej zainteresowanie.Podniosła głowę.- Jak Denis Leary? Ale trochę młodszy?- Tak!!!- Aidan Maddox? Och, mój Boże.Nie, on nie jest żonaty.- Wydała z siebiejakiś krótki chichocik, który mówił, że prawdopodobnie również nigdy nie bę-dzie.RLZnalazłam go i stanęłam obok jego boksu, wpatrując się w jego plecy i pra-gnąc, żeby się obrócił.- Cześć - powiedziałam przyjaznie.Obrócił się bardzo szybko, jakby był przerażony.-- Ach - powiedział.- Cześć.To ty.Jak ręka? Wyciągnęłam ją przed siebie,aby mógł zobaczyć.- Zadzwoniłam do swego prawnika; pozew jest w drodze.Może miałbyśochotę pójść kiedyś na drinka?Spojrzał na mnie, jakby dostał obuchem.- Zapraszasz mnie na drinka?- Tak - odparłam zdecydowanie.- Tak, zapraszam.Odpowiedział dopiero pochwili, a w jego głosie brzmiałakonsternacja.- A gdybym odmówił?- Cóż gorszego może się zdarzyć? Wrzącą kawą już mnie oblałeś.Spojrzał na mnie z wyrazem dziwnie zbliżonym do desperacji, a milczenietrwało już zbyt długo.Moja pewność siebie pękła z trzaskiem i nagle rozpaczli-wie zapragnęłam wyjść.- Masz wizytówkę? - zapytał.- Jasne! - Rozumiałam każde odrzucenie, kiedy je słyszałam.Szperałam w portfelu, nie zauważając neonowo różowego prostokąta z lśnią-cym nadrukiem Candy Girrl" i wydrukowaną mniejszą czcionką informacją An-na Walsh, superstar marketingu i reklamy.W prawym górnym rogu tkwiło słyn-ne warczące" logo: puszczająca oko dziewczyna z zębami zaciśniętymi w groz-nym warknięciu.Grrr.Spoglądaliśmy na tę wizytówkę" oboje.Nagle ujrzałam ją jego oczami.RL- Urocze - powiedział.W jego głosie znów brzmiało zakłopotanie.- Tak, istotnie sprawia wrażenie powagi - odparłam.- No cóż, sayonara.Wcześniej nigdy w życiu nie powiedziałam sayonara.- Taaak, okay, sayonara - powiedział.Wciąż był zdumiony.Wyszłam.Cóż, raz się wygrywa, raz się przegrywa.Zresztą raczej podobają mi się wło-scy i żydowscy mężczyzni: ktoś ciemnowłosy i niski byłby bardziej w moim ty-pie.Jednak tamtej nocy obudziłam się o trzeciej nad ranem, myśląc o tym Aida-nie.Wcześniej miałam w Nowym Jorku inne intensywne i ostatecznie nic nie-znaczące spotkania.Pewnego razu na przykład pewien mężczyzna w metrze za-czął ze mną rozmawiać o książce, którą właśnie czytałam (autorstwa Paulo Co-elho i kompletnie dla mnie niezrozumiałej)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]