[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielka powaga, ale przy tym niesłychanapycha i próżność malowały się w tej twarzy.Zgadłeś łatwo, że ów ma-gnat chciał wiecznie zwracać na się oczy całego kraju, ba! całej Euro-py.Jakoż tak i było w istocie.Gdzie tylko Jerzy Lubomirski nie zdołał zająć najwybitniejszegomiejsca, gdzie mógł tylko dzielić się z innymi sławą i zasługą, tam roz-drażniona jego duma gotowa była położyć się w poprzek i popsuć,złamać wszelkie zabiegi, choćby o zbawienie ojczyzny chodziło.Był to wódz szczęśliwy i biegły, ale i pod tym względem przewyż-szali go inni niezmiernie, a w ogóle zdolności jego, lubo niepospolite,nie szły w parze z ambicją i chęcią znaczenia.Stąd wieczny niepokójwrzał w jego duszy, stąd wyrodziła się podejrzliwość, zazdrość, którepózniej doprowadziły go do tego, że dla Rzeczypospolitej stał się na-wet od strasznego Janusza Radziwiłła zgubniejszym.Czarny duch, któ-ry mieszkał w Januszu, był zarazem i wielki, nie cofał się przed nikim iprzed niczym; Janusz pragnął korony i świadomie szedł do niej przezgroby i ruinę ojczyzny.Lubomirski byłby ją przyjął, gdyby ręce szla-checkie włożyły mu ją na głowę, ale mniejszą duszę mając, jasno i wy-raznie jej pożądać nie śmiał.Radziwiłł był jednym z takich mężów,których niepowodzenie do rzędów zbrodniarzy strąca, powodzenie dorzędu półbogów wynosi; Lubomirski był to wielki warchoł, który pracedla zbawienia ojczyzny, w imię swej podrażnionej pychy, popsuć byłzawsze gotów, nic w zamian zbudować, nawet siebie wynieść nieśmiał, nie umiał; Radziwiłł zmarł winniejszym, Lubomirski szkodliw-szym.Lecz wówczas, gdy w złocie, aksamitach i klejnotach szedł przeciwkrólowi, duma jego nasyconą była dostatecznie.On to przecie pierwszyz magnatów przyjmował swego króla na swojej ziemi; on go pierwszybrał niejako w opiekę, on go na tron zburzony miał prowadzić, on nie-przyjaciela wyżenąć, od niego król i kraj cały wszystkiego oczekiwali,na niego wszystkie oczy były zwrócone.Więc gdy zgadzało się z jegomiłością własną, a nawet pochlebiało jej wierność i służby okazywać,gotów był istotnie na ofiary i poświęcenia, gotów był nawet miarę wobjawach czci i wierności przebrać.Jakoż doszedłszy do wpół wzgó-rza, na którym stał król, zerwał czapkę z rękojeści i począł, kłaniającsię, śnieg jej brylantowym trzęsieniem zamiatać.Król ruszył koniem nieco ku dołowi, następnie zatrzymał go, abyzsiąść dla powitania.Widząc to pan marszałek skoczył strzemieniaNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG340swymi dostojnymi rękoma potrzymać i w tej chwili szarpnąwszy zadelię zerwał ją z pleców i za przykładem angielskiego dworaka rzuciłpod nogi królewskie.Rozrzewniony król otworzył mu ramiona i chwycił go jak brata wobjęcia.Przez chwilę nic obaj nie mogli przemówić, lecz na ten wspaniaływidok zawrzało jednym głosem wojsko, szlachta, lud, i tysiące czapekwyleciało w powietrze, huknęły wszystkie muszkiety, samopały i pisz-czele, działa z Lubowli ozwały się dalekim basem, aż zatrzęsły się gó-ry, zbudziły wszystkie echa i poczęły biegać wokół, obijać się o ciemneściany borów, o skały i urwiska i lecieć z wieścią do dalszych gór, dal-szych skał. Panie marszałku  rzekł król  tobie restaurację królestwa bę-dziem zawdzięczać! Miłościwy panie!  odpowiedział Lubomirski  fortunę moję, ży-cie, krew, wszystko składam u nóg waszej królewskiej mości! Vivat! Vivat Joannes Casimirus rex!. grzmiały okrzyki. Niech żyje król, ociec nasz!  wołali górale.Tymczasem panowie jadący z królem otoczyli marszałka, lecz onnie odstępował osoby pańskiej.Po pierwszych powitaniach król znowusiadł na koń, a pan marszałek, nie chcąc znać granic w gościnności iczci dla majestatu, chwycił za lejce i sam idąc pieszo prowadził królawśród szeregów wojsk i głuszących okrzyków aż do pozłocistej, za-przężonej w ośm tarantów karety, do której majestat pański siadł wrazz nuncjuszem papieskim Widonem.Biskupi i dygnitarze pomieścili się w następnych, po czym ruszonoz wolna ku Lubowli.Pan marszałek jechał przy oknie królewskiej kare-ty, pyszny i rad z siebie, jakby go już ojcem ojczyzny okrzyknięto.Po dwóch bokach szły gęsto wojska śpiewając pieśń, brzmiącą wnastępnych słowach:Sieczże Szwedów, siecz,Wyostrzywszy miecz.Bijże Szwedów, bij,Wziąwszy tęgi kij.Walże Szwedów, wal,Wbijaj ich na pal.Męczże Szwedów, męczI jak możesz dręcz.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG341Aupże Szwedów, łupI ze skóry złup.Tnijże Szwedów, tnij,To ich będzie mniej.Topże Szwedów, top,Jeśliś dobry chłop.Niestety, wśród powszechnej radości i uniesienia, nie przewidywałnikt, że pózniej tę samą pieśń, zmieniwszy Szwedów na Francuzów,będą śpiewały też same wojska Lubomirskiego, zbuntowane przeciwswemu prawowitemu królowi i panu.Ale teraz było jeszcze do tego daleko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anetpfajfer.opx.pl
  •