[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co ja ta-kiego właściwie zrobiłam?- Nie chodzi o to, co ty zrobiłaś, Cass - zaczął Will i pokręcił głową - ale o to, coAngie pozwoliła swoim ludziom z tobą zrobić.Jej pewność siebie legła w gruzach.Jednak miło było ją poczuć, chociaż trwało totak krótko.Cassidy odwróciła się od Willa i wybąkała:- Rozumiem.Kiedy wyciągnął rękę, by ująć ją pod brodę i obrócić jej twarz ku sobie, zrobiłaunik i spojrzała na niego z ukosa.- Nie rozumiesz - odparł.Urażona duma wzięła w niej górę.- W takim razie mi wytłumacz - szepnęła.Will sprawiał wrażenie, jak gdyby miał zaraz eksplodować z wściekłości.Nachyliłsię do przodu, nacisnął przycisk mikrofonu, za pomocą którego porozumiewał się z kie-rowcą, i polecił mu:- Proszę się zatrzymać.- Słucham?RLT - Proszę się zatrzymać - powtórzył Will.Limuzyna podjechała do krawężnika, a wtedy Will szarpnął za klamkę i wyskoczyłz samochodu.Cassidy nie miała wyboru.Ostrożnie, by nie zniszczyć drogiej sukni, prze-sunęła się po obitym skórą siedzeniu i wysiadła za nim.Will nerwowo chodził tam i z powrotem po chodniku.Kiedy ją zobaczył, rzucił jejgniewne spojrzenie i przeczesał palcami włosy.- Wsiadaj z powrotem.Daj mi minutę.- Nie - zaprotestowała i skrzyżowała ręce na piersiach.Zmobilizowała całą siłę wo-li, by się nie trząść ze zdenerwowania.- Porozmawiajmy.- Nie - teraz on zaprotestował.- Za moment ochłonę i pojedziemy, bo inaczej sięspóznimy.- Ty możesz sobie jechać do kina, jeśli chcesz, ja wracam do domu - oświadczyła idumnie uniosła głowę.Słowa dom w odniesieniu do jego willi użyła całkiem nieumyśl-nie.- Nie mam zamiaru narażać się na śmieszność, skoro jestem nieodpowiednio ubrana.Było to absurdalne twierdzenie i Cassidy doskonale zdawała sobie z tego sprawę.Jeśli Angelique Warden i jej doradcy nie wiedzieli, co z nią robią, to kto miał wiedzieć?- To nie ma nic wspólnego z twoim strojem!- Więc z czym? - Cassidy podeszła odrobinę bliżej.- Nie potrafię tak dobrze czytaćw twoich myślach jak ty w moich.Musisz mnie oświecić.- Nie zrozumiesz! - wybuchnął.- Za krótko tu jesteś.- To chociaż spróbuj!Will teatralnym gestem opuścił ręce, stanął przed Cassidy, długo się jej przyglądał,a potem syknął:- Wyglądasz niewiarygodnie pięknie, Cass.Wiesz o tym.A nawet jeśli nie wiesz,to przypomnij sobie, jaką sensację wywołałaś w hotelu.Nie jesteś głupia.Był to najbardziej dwuznaczny komplement, jaki w życiu słyszała.- A więc skoro nie chodzi o mój wygląd, to o co?- Nie potrzebujesz żadnych pasemek ani drogocennych klejnotów - zawołał ze zło-ścią.- Nie rozumiesz tego?- To znaczy czego?RLT Will westchnął zdesperowany i znowu zaczął chodzić tam i z powrotem.- Najwyrazniej nie rozumiesz - odezwał się już odrobinę spokojniejszym tonem.-Bo właściwie dlaczego miałabyś rozumieć? - spytał retorycznie.- W tym mieście są mi-liony ludzi, którzy również tego nie pojmują.Cassidy odczekała, aż Will zrobił trzy nawroty, lecz dłużej nie wytrzymała.Chwy-ciła go za łokieć.- Czego nie pojmuję? - zapytała.- Mówisz bez sensu.Will pokręcił głową i machnął ręką.- Nieważne.Kiedy chciał oswobodzić rękę z jej uścisku, odwróciła dłoń i splotła palce z jegopalcami.- Nieprawda.Ważne.Powiedz, o co chodzi - poprosiła.W odpowiedzi usłyszała coś, czego się absolutnie nie spodziewała.- Jesteś piękna bez żadnych zabiegów.Zawsze byłaś piękna.- Co?- Hollywood nie ma pojęcia, co to piękno.Piękno nie potrzebuje pasemek ani biżu-terii.Ludzie, którzy pomogli ci przejść tę metamorfozę, usiłowali wtłoczyć cię do szu-fladki, w której nigdy się nie zmieścisz.- Cassidy szarpnęła rękę, lecz on mocniej jąprzytrzymał.- Jesteś tak wyjątkowa jak ten brylant na twojej szyi.Był czas, kiedy o tymwiedziałaś.Jeśli usiłowałaś sobie o tym przypomnieć przy pomocy tych ludzi, to wybra-łaś złą metodę.Cassidy aż dech zaparło z wrażenia.Odwróciła wzrok i zmobilizowała całą siłęwoli, by zapanować nad emocjami.Zamrugała, przełknęła ślinę, odchrząknęła i zwilżyławargi.Jeszcze raz szarpnęła rękę i ku jej zdziwieniu Will ją puścił.Wtedy spojrzała na niego i rzekła:- Masz rację, ale tylko częściowo.Nie pozwoliłam im zmienić siebie, żeby paso-wać do stereotypu.Zrobiłam to dla siebie.- Dolna warga zaczęła jej drgać z emocji.Przygryzła ją, wzruszyła lekko ramionami i ciągnęła: - To było potrzebne mnie samej.Bo w ciągu tych lat zapomniałam, kim jestem i jaka zawsze chciałam być.Ale kiedy nie-całą godzinę temu spojrzałam w lustro.RLT Ze wzruszenia głos jej się załamał.- Mów dalej, proszę.Cassidy zerknęła na Willa.Uderzyła ją czułość w jego tonie.Wciągnęła haust po-wietrza w płuca i wyznała:- Byłam dumna z tego, co zobaczyłam.Kobieta w lustrze wyglądała na osobę, któ-ra osiągnie wszystko, co tylko zechce.Wiem, że uważasz, że to głupie.- Wcale tak nie uważam - przerwał jej.- Smutno mi, że tego jeszcze nie wiesz.-Poczekał, aż spojrzała na niego i spytał: - To przeze mnie?- Nie - zaprzeczyła.Uśmiechnęła się słabo, łzy napłynęły jej do oczu.- Ja sama dotego dopuściłam.I dlatego tylko ja mogę się z tego wyleczyć.- I to cię wyleczyło?- Między innymi.Wiele czynników się na to składa.Pisanie, akceptacja scenariu-sza.- Zaśmiała się krótko.- Nawet dyskusje i spory z tobą mi pomogły.Zaczęłam sobieprzypominać, jak to jest być znowu sobą.Od bardzo dawna nie czułam się tak dobrze wewłasnej skórze.A dzisiaj spojrzenie w lustro pokazało mi sto nowych możliwości.Todlatego wyjadę stąd silniejsza, niż byłam w dniu przyjazdu.Częściowo dlatego zmie-niłam zdanie co do dzisiejszego wieczoru i zgodziłam się ci towarzyszyć.Jeśli uda mi sięprzejść przez czerwony dywan i nie upaść, nie zrobić z siebie pośmiewiska, jak się zda-rzyło wiele razy przedtem, to.Will wziął ją za rękę.- Chodz.Spóznimy się.- Na premierowy wieczór?- Najlepszy wieczór w tygodniu, kochanie.Z uśmiechem pozwoliła mu zaprowadzić się do limuzyny.- A dają tam popcorn?- Jeśli nie, zdobędę go dla ciebie.Obiecuję.Cassidy nigdy bardziej go nie kochała niż w tej chwili.Nie tylko z nią rozmawiał,ale słuchał i nie bawił się w psychoanalizę.Nie kpił z niej, zrozumiał ją.Powiedział jej tow wystarczająco przekonujący sposób.I na dodatek obiecał jej popcorn! Zawsze była łasa na prażoną kukurydzę.RLT - Z masłem, nie.-.nie z solą - dokończył za nią.Uśmiechnął się czarująco i otworzył drzwi samo-chodu.- Nie zapomniałem.Cassidy wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.- Dziękuję.Will zdawał się zaskoczony.- Za co?- Za popcorn, który dla mnie zdobędziesz.ROZDZIAA DZIEWITYDla Cassidy był to wyjątkowy i niezapomniany wieczór.I nie dlatego, że zobaczy-ła słynną aleję z odciskami stóp i dłoni gwiazd przed Chińskim Teatrem Graumana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •