[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie zdradza mnie jużod tygodnia i bez mrugnięcia okiem wciska mi łzawe historyjki o prababceEdith, którą z dobrego serca w kółko odwiedza w domu starców.Zdawał sobie sprawę, że musi wzbudzić w sobie agresję, jeśli chcewyrzucić Maję za drzwi.Z niepojętych dla siebie powodów nie czuł jednakzłości, tylko zrezygnowanie i smutek.I bezradność.Karin śniło się, że wbija gwózdz w ścianę, żeby powiesić obrazek.Waliła ze wszystkich sił, ale gwózdz nie wchodził w beton. Może w beton nie da się niczego wbić? pomyślała.W tej samejchwili obudziła się i rozejrzała nieprzytomnym wzrokiem.Szybkozrozumiała, że to był tylko sen, dziwiło ją tylko, że walenie nie ustawało.Niosło się po całym domu.Dopiero po chwili skojarzyła, że ktoś dobijał siędo drzwi wejściowych.Wstała z jękiem bólu; od niewygodnej pozycji na krześle bolało ją całeciało, a kark zesztywniał jej tak, że prawie nie mogła ruszać głową.Książka,którą czytała, osunęła się na podłogę, leżała zapomniana na dywanie.Mimo ciepłego dnia dygotała z zimna; nic dziwnego, że czuła się fatalnie.Wybiegła do przedpokoju i zobaczyła na schodach Beatrice.Wydawałasię zaspana i zła. Co się dzieje?! krzyknęła. Dlaczego nikt mnie nie zawołał? Jużprawie dwunasta! Ja też zaspałam przyznała Karin. Chyba wczoraj wszyscywypiliśmy trochę za dużo kruszonu. Też mi się tak wydaje. Beatrice ciaśniej zacisnęła pasek szlafrokai gniewnie zerknęła na drzwi. Jezus, Maria! Kto tak wali jak wariat? Usiłowała choć trochę okiełznać włosy przed lustrem. Proszę otworzyć,Karin.Karin podeszła do drzwi i posłusznie je otworzyła.Na progu stałMichael. Dobry Boże! ryknął zdenerwowany. Już myślałem, że nikogo tunie ma! Michael! sapnęła Karin i spojrzała na niego ze strachem.U jego stópstała mała walizka.Schylił się po nią. Mogę wejść? Już chyba dość się tu nasterczałem.Cofnęła się o krok. Tak, oczywiście.Michael wszedł do środka i miała wrażenie, że nagle zgasło światłoporanka.Poczuła, że jest jej zimno na całym ciele, a na gardle zaciska sięcienka obręcz, która towarzyszyła jej stale w ciągu minionych lat.Oddychała z trudem, miała wrażenie, że jej pierś unosi się wolniej,z większym wysiłkiem.Czuła, jak po jej ciele rozlewa się nieokreślonystrach.Strach, który nie pasował do osoby w jej wieku, do dorosłej kobiety.Strach, który przywodził na myśl małą dziewczynkę, strach, o którymwiedziała, że właściwie nie powinna go już odczuwać.Ale pojawił się taknagle, że nie miała czasu, by się bronić. Dzień dobry odezwał się Michael na widok Beatrice. Nazywam sięMichael Palmer. Beatrice Shaye przedstawiła się uprzejmie.Zirytowana zerknęła naKarin. Nie mówiła pani, że spodziewa się męża. Nie spodziewała się wyjaśnił Michael. Zdecydowałem się podwpływem impulsu. Ach tak mruknęła Beatrice.Karin miała wrażenie, że gospodynizauważyła napięcie, które nagle ją ogarnęło. Może przejdzie paniz mężem do saloniku.Proszę brać z kuchni, co tylko pani zechce, kawę,herbatę, wodę.Będę na górze, gdyby mnie pani potrzebowała.Karin miała dziecinną ochotę poprosić Beatrice, żeby nie odchodziła,ale oczywiście nic takiego nie powiedziała.Mruknęła tylko: Wcześniej był tu Kevin.Zaprosił nas dzisiaj do siebie na kolację panią, Helene i mnie.Na siódmą. Zadziwiające, jaki tłum gości przewija się tutaj od rana mruknęłaBeatrice. Kevin zazwyczaj nie zaprasza nikogo w środku tygodnia. Chyba chodziło mu o Helene zaczęła Karin, ale zniecierpliwionechrząknięcie Michaela kazało jej umilknąć. W każdym razie to był Kevin zapewniła niepotrzebnie, bo akurat w to Beatrice nie wątpiła. Czy jest tu jeszcze jakiś wolny pokój, w którym mógłbymprzenocować? zainteresował się Michael. Bo inaczej muszę poszukaćhotelu. Pokój, w którym mieszka pana żona, to nasz jedyny pokój nawynajem oznajmiła Beatrice. Na razie możesz zostawić tam walizkę zaproponowała szybkoKarin. Chodz, zaprowadzę cię. A pózniej może pójdziemy coś zjeść powiedział Michael już naschodach. Przecież nie musimy siedzieć cały czas tutaj, prawda? Nie, jeśli chcesz.możemy gdzieś wyjść.Michael postawił w pokoju walizkę, która, choć mała, wydawała jej sięintruzem, a potem poszedł do łazienki żeby się odświeżyć.Karin wytarłaspocone dłonie w nogawki dżinsów i jak zaczarowana wpatrywała sięw lustro na drzwiach.Czy na koszulce są plamy? Czy spodnie nie sąbrudne? I czemu, do licha, nie umyła rano włosów? Nerwowo poprawiałakosmyki, szczypała się w policzki, żeby nabrały choć trochę koloru, alei tak uważała, że wygląda brzydko i mdło.Nagle przez głowę przemknęłajej myśl, że w ciągu minionych dwóch tygodni nie miała żadnychzastrzeżeń do swego wyglądu i dopiero przybycie Michaela wzbudziłow niej niepokój. Jeszcze nawet nic nie powiedział na ten temat pomyślała a ja już jestem kłębkiem nerwów. Powinna pani wypić spory łyk wódki odezwał się głos z boku.Beatrice miała iść do siebie, ale zawróciła. A potem niech pani sobieprzypomni, jaka jest silna.Niech pani nie patrzy przerażona jak królikw lufę pistoletu.Nie musi pani tego robić.Karin westchnęła. Aż tak bardzo to widać? Od kilku minut jest pani zupełnie inną osobą stwierdziła Beatrice.A szczerze mówiąc, o wiele bardziej lubię tę poprzednią Karin, bo moimzdaniem to właśnie była prawdziwa pani.Teraz widzę zastraszonestworzenie, które pospiesznie wskakuje w skórę małej dziewczynki, żebyułagodzić rozgniewanego tatusia.Bo z małą dziewczynką wszyscyobchodzą się delikatnie.Taką przynajmniej ma pani nadzieję. Sama nie wiem, co się dzieje, po prostu. Niech pani wyszczerzy kły poradziła Beatrice. I na miłość boską,niech pani zostawi te włosy w spokoju.To on zjawił się bez zapowiedzi.Nie może oczekiwać, że powita go pani wystylizowana jak królowa.Karin musiała się roześmiać. Cóż, o stylizacji w moim wypadku raczej nie może być mowy.O Boże, nerwy mi puszczają.Kieliszek wódki chyba rzeczywiście dobrzemi zrobi.Kevin rano też prosił o coś mocniejszego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]