[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panna Willis.Petey jęknął.Powinien być jejwdzięczny, że tak bardzo się starała opóznić zaślubmy.Przecież robiła to, żeby pomóc jemu i Ann. Tak, panienka zdecydowanie zaskoczyła dzisiajkapitana.Ale przy okazji go rozgniewała,rozgniewała lorda piratów, a to się Peteyowi niepodobało.Po nosie spłynęła mu kropla potu; otarłją kciukiem, zaglądając jednocześnie do chaty.Wyglądało na to, że kapitan spał albo wyszedł.Niebyło sensu tutaj stać, żeby jeszcze bardziej gorozzłościć.Odwrócił się, ale właśnie wtedy z chaty za-grzmiał niski głos.- Nie stój tak.Wchodzże.Petey zdławił strach.Tkwił tutaj jak słup soli,podczas gdy ten człowiek przez cały czas goobserwował.Kapitan piratów był bardzodenerwujący.- Nie widziałem cię - mruknął Petey, wchodzącdo ciemnego pomieszczenia.Bez odpowiedzi.Rozległo się chrobotanie,pojawiła się maleńka iskierka, a potem niewielkipłomień lampy, który kapitan podkręcił.TerazPetey; dostrzegł, że pirat stał przy stole.Naszczęście nigdzie nie zauważył jego szabli.- Usiądz, Hargraves.- Horn wskazał krzesło,potem wziął butelkę czegoś, co w świetle lampywyglądało jak rum.- Chcesz przepłukać gardło?Petey z trudem potaknął.Potrzebował czegoś,żeby przez to przebrnąć.Jednak nie usiadł.Nielubił siedzieć w obecności wroga, zwłaszcza jeśliten wróg oferował mu mocnego drinka.Jak tylko pirat napełnił puchar złocistym płynemi podał go Peteyowi, ten wziął duży łyk, po czymotarł usta rękawem koszuli.Nie mogąc dłużejwytrzymać napięcia, upił kolejny łyk na odwagę,a potem się odezwał.- Chciałeś mnie widzieć, kapitanie? Obrzucając Peteya chłodnym spojrzeniem, kapi-tan Horn postawił butelkę rumu na stole i zakor-kował ją.- Rozluznij się, Hargraves.Nie zamierzamprzeciągnąć cię pod kilem.Chcę ci tylko pokazaćcoś, co może ci się spodobać.To natychmiast wzbudziło czujność Peteya.Kapitan Horn nie miał mu nic do pokazania, chybaże koniec swojej szabli.Czy kapitan zamierzałnapoić go rumem, a potem zabić?Kapitan podszedł do kufra w rogu pokojui otworzył go.Kiedy wyciągnął z niego jakiś długiprzedmiot, Petey niemal zemdlał, oczekując, żezobaczy sławną szablę pirata.Ale mężczyzna trzy-mał w dłoniach berło.Petey wpatrywał sięw wysadzaną drogocennymi kamieniami złotą laskęjak zaczarowany.Jakby dokładnie wiedząc, czego obawiał sięPetey, kapitan zamachał berłem w powietrzu, jakbybyła to szabla.- Widziałeś kiedyś coś tak pięknego, Hargraves?Petey mógł jedynie potrząsnąć głową.Pewnie tolampa sprawiła, że migotało jak gwiazdy.Wiedział,że takie rzeczy istnieją, ale nigdy nie myślał, żezobaczy jedną z nich na własne oczy.Bez ostrzeżenia pirat rzucił berło w jego stronę.Petey złapał je w ostatniej chwili, ratując przeduderzeniem o drewnianą podłogę.Było zimnei ciężkie, n metal połyskiwał tak jasno, że musiało tobyć szczere złoto.Z zaciekawieniem przesunął po nimpalcami.Na jednym końcu znajdował się brylantwielkości paznokcia.Dalej, wydający się nie miećkońca rząd idealnie okrągłych pereł okręcał się wo-kół laski aż do kuli wysadzanej rubinamii szmaragdami wielkości orzechów. - Zdobyłem je w czasach, gdy byłem piratem - Hornnapił się rumu, nie odrywając wzroku od Peteya.-Jeden z waszych angielskich ambasadorów wiózł to dlaksięcia regenta.To chyba miał być prezent odindyjskiego radży.Bez wątpienia radża myślał, że udamu się tym zaspokoić angielską żądzę ziemi, ale obojewiemy, że potrzeba o wiele więcej bogactwa, abynasycić waszą chciwość.- Kapitan uśmiechnął sięrównie szeroko, co złośliwie.- A ponieważ chodziłypogłoski, że George niebawem będzie miał własneberło, uznali że kolejne nie będzie mu potrzebne.Petey z wielkim trudem przełknął oburzeniebezczelnym brakiem szacunku dla jego wysokości.Pirat go prowokował, a Petey nie zamierzał dać siępodejść.Dotykając palcem fasety* krwistoczerwonegorubinu, spytał:- Dlaczego mi to pokazujesz?- Jest twoje.Petey gwałtownie uniósł głowę i zobaczył, że piratjuż się nie uśmiecha.- Mówię poważnie.Jest twoje.Mnie nie jestpotrzebne.Po co komu berło w raju?Ostrożnie odłożywszy drogocenny przedmiot na stół,Petey spojrzał podejrzliwie na pirata.- A dlaczego jesteś gotowy mi je oddać?- Nie domyślasz się? Chcę, żebyś zrezygnowałz panny Willis.Ten człowiek chciał oddać berło ze szczerej złota zajedną angielską wichrzycielkę? Albo był szalony.albotak bogaty, że mógł sobie kupić dziesięć takich bereł.Albo, co najbardziej prawdopodobne, była to jakaś gra,w której Petey tak czy inaczej przegra.*Faseta - w jubilerstwie: oszlifowana powierzchnia kamieni!szlachetnego. - A co ja miałbym z nim zrobić? Jak mówisz, poco komu berło w raju?- Ach, ale ty nie zostaniesz w raju.Wypływasz.Jutro.Popłyniesz z moimi ludzmi do Sao Nicolau.Peteyowi serce podskoczyło do gardła, ale sięopanował.- Naprawdę pozwoliłbyś mi odejść?Pirat wzruszył ramionami.Dlaczego nie? Jeślizrezygnujesz z panny Willis możesz opuścić wyspęi pójść, dokąd chcesz.Mówiłeś mi, że nie możeszwrócić do Anglii, ale jest całkiem wiele innychmiejsc, w których mógłbyś wieść całkiem dostatnieżycie po sprzedaży berła.Niech Bóg ma go w swojej opiece, ten człowiekmówił poważnie.Przez jedną krótką chwilę Peteyrozważał przyjęcie tej przeklętej rzeczyi wyruszenie w świat.Ale nie pozwoliłoby mu na to jego poczucieobowiązku.Jaki pożytek miałby ze złota, gdybyzawiódł swoją rodzinę i zaufanie, jakie panna Willisw nim pokładała? Musiałby żyć z tą świadomością.Szkoda, że nie mógł wykorzystać oferty pirata, abywydostać pannę Willis z wyspy, ale kapitan Hornnigdy by na to nie pozwolił.Musiał więc zostać.Niemógł jej zostawić na łaskę lorda piratów, gdy tenczłowiek najwyrazniej zamierzał ją posiąść.Petey już miał oddać berło, ale się zawahał.Czymógł odrzucić taką szansę ucieczki? Im dłużej oni panna Willis tutaj będą, tym większe szanse na to,że kapitan piratów ją posiądzie.Mogła udawać, żeten człowiek jest jej obojętny, ale Petey widział, iżjest nim zauroczona.Delikatne powietrze, prywat-ność, odcięcie od świata.wszystko to wkrótce sprawi, że ulegnie, bez względu na to, czy Peteybędzie w pobliżu.A skoro pirat gotowy był oddaćzłote berło tylko za to, że Petey z niej zrezygnuje toznaczy, że nigdy nie pozwoli mu się z nią ożenić.Prawdę mówiąc, jeśli rzeczy tak się miały.- Dlaczego dajesz mi szansę? Dlaczego mnie poprostu nie zabijesz? Przecież nikt cię niepowstrzyma.- Kiedy pirat rzucił mu złowrogiespojrzenie, dodał pospiesznie: - To nie jest sugestia,lecz pytanie.Wydaje mi się, że skoro piraci są tacy,jacy są.- Chcesz powiedzieć okrutni, żądni krwi,zabójcy.- Kapitan postawił nogę na krześle, jegooczy błyszczały.- Na morzu jest wielu piratów, taksamo jak żeglarzy.Nie wiem, co o mnie słyszałeśHargraves, ale nie zabijam ludzi z zimną krwią a jużna pewno nie z powodu kobiety.Zabijaj w walce, toprawda, ale zanim zostałem piratem, kiedy służyłemswojemu krajowi jako korsarz.- Ale to, co słyszeliśmy, co ludzie mówili.- A co innego miałby powiedzieć baron po tymjak okazał się tchórzem? Mówi, że piraci piją krew,rujnują niewinność i dlatego nie ruszył palcem, żebytemu zapobiec, kiedy statek został pojmany.-W jego głosie słychać było rozgoryczenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •