[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więcjedz, a my będziemy próbować na miejscu.Jest trochę roboty.Tezeznania.Trzeba uwzględnić, że przecież wtedy nie byli trzezwi.Niejednemu mogło się tylko wydawać, że było tak, jak zeznawał.Podczas gdy w rzeczywistości mogło być nieco inaczej.Musieliwychodzić do toalety, może po papierosy do szatniarza.Od obsługilokalu też niewiele wydobyliśmy.Sobota - tłok, wrzawa.Szatniarztwierdzi, że nic nie zauważył.A koledzy plączą się jednak trochę.Jeden mówi, że wyszli pół godziny po tamtych, inny dowodzi, że conajmniej czterdzieści minut.A jeszcze inny - że blisko godzinę póz-niej.I wcale im się nie dziwię.Nie staruszkowie, więc trudno wy-magać, żeby liczyli czas przeznaczony na niecodzienny ubaw.Zważ,Michaś, że jak by nie patrzył, sytuacja ani trochę nie klarowna.Dla-tego zwracaj uwagę na każdy nawet drobiazg, który wyda ci siępodejrzany.Nie odrzucaj, dopóki dobrze nie sprawdzisz, że fałszy-wy. - Dopiero będę wyglądał, jeśli się okaże, że nie było po co je-chać - powiedział jakby dla przekory.Przez chwilę i jego ogarnęławątpliwość, czy jest w tym sens.- Dopóki nie ma nic pewnego, trzeba szukać, gdzie możliwe.Rozglądaj się uważnie.A może.? - zakończył Jeziura.W miarę jak pociąg pochłaniał kilometry, porucznika ogarniaływątpliwości.Monolog kapitana - bo tak zwykł określać uwagizwierzchnika - posiał pierwsze ziarenka niepewności: czy rzeczywi-ście dojrzy tam coś? Nie chciałby wracać z pustymi rękami.Kapitan Jeziura umiał trafnie przewidywać.W swej stosunkowokrótkiej służbie Jasiuk zdążył nasłuchać się o jego sukcesach.Odinnych, bo on sam nie wspominał o żadnym.Może dlatego, że trochęstronił od otoczenia.Od czasu jak owdowiał, towarzyskich kontak-tów raczej unikał.Obaj byli samotnikami, bo Jasiuk, mimo że prze-kroczył trzydziestkę, nie myślał o ożenku.Kapitan miał dwie, doro-słe i zamężne już, córki, które nie mieszkały z ojcem.Z tego powodu niechętnie wracał do pustego mieszkania i zda-rzało się dość często, że przedłużał godziny pracy, nawet bez wyraz-nej potrzeby.Michał Jasiuk nie myślał, że znajdzie się w szeregach MO.Skoń-czył prawo i rozpoczął pracę w administracji państwowej.Kilkawypadków złamania przepisów, na które się natknął, i dochodzeniaprowadzone początkowo na własną rękę, a pózniej z organami ści-gania, rozbudziły w nim zainteresowanie tą pracą.Sukcesy, jakieprzy tym odniósł, przysporzyły mu pewnej sławy, a także spowodo-wały, że wielokrotnie proponowano mu, by wstąpił do milicyjnejszkoły oficerskiej.Miał nawyk szanowania cudzej, a zwłaszcza społecznej własno-ści i każde łamanie tej zasady przez kogokolwiek, nawet to pozornieniewinne, jakim w dzieciństwie było wykradanie przez rówieśnikówjabłek z czyjegoś ogrodu, napawało go niesmakiem.W miarę upły-wu lat ów niesmak coraz bardziej przeradzał się w chęć czynnego przeciwdziałania łamaniom przyjętych ogólnie norm współżycia.Tracił przez to czasem któregoś z dawnych kolegów, znajomych,lecz także zyskiwał nowych.Do wstąpienia w szeregi ludzi, którzy poświęcili się ściganiuprzestępczości, skłonił go nie tyle sam fakt istnienia zła, ile to, że,jego zdaniem, tego zła wciąż przybywało.Dlaczego jeszcze tylu lubiżyć kosztem drugich? - Zastanawiał się czasem - dlaczego nie zado-wala się swoim, lecz sięga po własność drugiego albo po wspólną,społeczną?Został oficerem milicji, kiedy wielu innych w podobnym wiekumiało już znaczny staż, pewne w tej pracy doświadczenie.Nieprzejmował się tym.O szybkich awansach nie marzył, a był pewien,że praktykę zdobędzie, gdyż miał doświadczonego zwierzchnika idość dużo pracy.Jasiuk z natury poważny, skupiony wewnętrznieprzypadł kapitanowi bardziej do gustu niż niejeden wesołek, którychbyło kilku wśród młodych ludzi w szaro-niebieskich mundurach.Michał Jasiuk nie wiedział, że kapitan Jeziura w głębi duszy da-rzy go uczuciem, wypływającym z nie spełnionego marzenia.Braksyna, którego jakoś nie udało się zastąpić żadnemu z zięciów, od-czuwał bardziej, niż ktokolwiek mógłby go o to podejrzewać.Póznoupieczony oficer traktował swego przełożonego z dyskretnym sza-cunkiem, starając się przedstawiać swoje sądy w sposób przekony-wający, lecz nie natarczywy.Ze swoją poważną twarzą sprawiałwrażenie niemal smutnego człowieka, a kapitan, może początkowonieświadom tego, zaczął wkrótce uważać Jasiuka za kogoś bliskiego.Sympatia ta, chociaż nie okazywana jawnie, była obopólna i nieprzeszkadzało temu to, że zwierzchnik, dużo wymagający od siebie,wymagał od drugich może nieco więcej, niż było trzeba.Nie prze-szkadzało, gdyż Jasiuk angażował się w prowadzone sprawy dokońca.W mieszkaniu Pająkowskich nie zastał nikogo.Od sąsiadów do-wiedział się o miejscu pracy Janiny Pająkowskiej.Pojechał tam tramwajem.Pracowała w dziale tekstylnym domu towarowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •