[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jak bardzo ich wzrusza i odurza to pomieszaniespraw miłości, krwawych porachunków i głupoty, skłaniając do buntu ido gwałtu z zapałem, jakiego nigdy nie zdołałby wywołać ucisk, nędza igłód.I tak znowu ujrzałem niebo rozdarte krzykiem, wlokącym za sobądwa imiona: zmarłego dziecka kowala i synowca Laszka.Po zwykłych grabieżach, morderstwach i pożarach, w których płonęłygrody, wsie i samotne chaty na ziemiach Mohla, doszły do uszu Baronapogłoski, że skrzywdzeni krewni hrabiego postanowili przedstawićswe skargi i pretensje dalekiemu  lecz nie budzącemu wątpliwości  Wielkiemu Królowi.A jednocześnie żądać od tak potężnego imądrego monarchy  którego żaden z nich nigdy na oczy nie widział sprawiedliwości, porządku i przykładnej nauczki dla winnych (czemubynajmniej nie przeszkadzał fakt, że żaden z nich ze swej strony nigdy nieprzestrzegał dwóch pierwszych cnót, natomiast skwapliwie praktykowałto ostatnie).Kiedy poinformowano go o tych nowinach i zamiarach, mój panznajdował się w ptaszarni.Gładził jednego ze swych cennych sokołów iśledziłem wyraz jego oczu, gdyż błądziła w nich zrezygnowana tkliwośćkogoś, kto pragnie i obawia się zarazem zastąpić jedno przywiązanieinnym.Sokół, który obecnie był przedmiotem jego czułości, miał piękneupierzenie i chciwe oczy.Aączyło go dość wyrazne podobieństwo z jegopoprzednikiem, Kuhnem gdyż wydawał się równie głupi i zaczepny,jak niesławnej pamięci Ptaszysko.Kiedy czatownik, jeden ze  stróżygarnków (jak nazywali żołnierze tych, których wyznaczono na czatyprzy owych dzbanach glinianych, przedmiocie kopniaków i przyczynieniezliczonych zadrażnień), skończył swoje sprawozdanie, Mohl odprawiłgo gestem i zwrócił się do mnie: Wielki Król&  powiedział cicho.Potem uniósł brodę, w którejwięcej już było nitek srebrnych niż złotawych, i wybuchnął tym swoimkrótkim, brutalnym śmiechem.Nigdy nie słyszałem, jak śmieje się wilk,ale przypuszczam, że robiłby to tak jak on.Potem łagodnym gestemposadził sokoła na moim ramieniu.Ptak spojrzał na mnie niechętnie, amój pan mówił dalej: Wielki Król i świat są bardzo daleko.Ja jestem moim królem i moimświatem.Lecz tyle smutku było w jego słowach, że pomyślałem, iż anikrólestwo, ani żaden ze światów nie mogą dać nic innego prócz absolutnejsamotności. Ledwie zaczęła się odwilż, nie kazały na siebie długo czekaćpierwsze nadużycia sprowokowane przez rzekomych krewnychnieszczęsnego Laszko.W tej rozproszonej, ponurej grupie wątpię, czyktokolwiek  prócz jednego tylko człowieka  mógłby dowieść, iż płyniew nim krew z jakąkolwiek domieszką krwi hrabiego.I w dodatku tenjedyny prawowity krewniak był drugim z rzędu, a więc pozbawionymprawa dziedziczenia, synem jakiegoś również bezprawnie roszczącegopretensje pociotka, półidiotą, którego przyćmiony umysł przez czastrwania rewindykacji i zaczepek musiał mieć pojęcie niemal równe zeruo prawdziwej przyczynie, jaka wypchnęła go  w sensie dosłownym,bo tylko popychaniem i kłuciem włóczni zdołano pognać naprzódzarówno jezdzca, jak i wierzchowca  na czoło rozkrzyczanej, bezładneji nieszczęsnej armii poborowej oderwanych od roli chłopów.W ten tosposób i z tak znikomym zapałem wysłano go przeciw panu, który cieszyłsię takim prestiżem jak Mohl i którego obawiano się więcej niż Szatana.A obraz Szatana był dla nieszczęsnego półgłówka tak nienawistny i takąbudził w nim grozę, że nie przestępował nigdy progów kościoła, nawet wnajwiększe święta, gdyż pod stopami tak zwanego Białego Anioła (którybył dumą klasztoru) skurczony i zmaltretowany diabeł ukazywał zęby iwłasną rozpacz temu, kto go oglądał w tej postawie.Mam pewne podejrzenie, iż niedoszły dziedzic, tak gwałtowniewyrwany z błogiego zamroczenia, w jakim upływało jego życie, wycofałsię z pola bitwy nieświadomy przyczyn, które go rzuciły w takie tarapaty także i wówczas, gdy się z nich wydobył.Wkrótce po pierwszym starciuśmierć na ospę według jednych, od miecza według innych (gdyż uważanojuż za spełnione to, czego od niego żądano) położyła kres sromotnymniedolom, jakie musiał znosić pośród szaleńców pretendujących dopokrewieństwa z tak mało zachęcającą rodziną.Tak więc jedyny iprawdziwy krewny Laszka w rękach bandy szaleńców  których skargi, prawdę mówiąc, nie były pozbawione odrobiny słuszności  był zwykłympretekstem, lecz dostatecznie uzasadnionym, by zjednoczyć ich w zwartąsiłę i natchnąć męstwem potrzebnym do realizacji pragnienia, jakie oddawna w sobie hodowali, obawiając się go zarazem.Ta plugawa armiarzuciła Baronowi pełne nienawiści wyzwanie, tak ostentacyjne i butne, dojakiego tylko najdzikszy strach może skłonić.Ale, rzecz ciekawa, panikajest uczuciem, które nieraz skupia w sobie dość energii, by natchnąćodwagą i dać impet, jakich zazwyczaj nie jest zdolny wywołać trzezwyrozum i świadomość jego posiadania.Porwani i upojeni własną śmiałością, zwarli się w jakąś osobliwąpiramidę chciwości i najgłębszych uraz, osłodzonych tylko nadziejąpózniejszego odwetu.Tak krzykliwe i żądne krwi wojsko, najeżonelancami, widłami i bronią wszelkiego rodzaju (wśród której nie brakowałodrągów, kamieni i skrajnej głupoty), naznaczyło sobie spotkanie nalinii rozgraniczającej oba państwa i tam puściło luzno wodze wszelkimgwałtom i najdzikszemu okrucieństwu, których ofiarą padali nieszczęśnimieszkańcy tych okolic.Czasem dlatego, że stanowili łatwą zdobycz,kiedy indziej dlatego, że popychała ich gnając z jednego na drugi kranieclinii, własna rozjuszona furia.Oceniane z prywatnej komnaty Mohla to stado bestii bardziej skłaniałodo pogardy (a nawet do śmiechu) niż do zadrażnień honoru czy impulsówbojowych.Tak ja przynajmniej myślałem.Ale tak nie myślał mój pan więcej w nim było doświadczenia i więcej mądrości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •