[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie myślałam o tym.Pewnie dalej będę się puszczać, dopóki nie znajdę jakiejśpracy.— Czy to cię nie martwi?— Martwi? A czemu miałoby mnie martwić? To klienci są godni pożałowania.Josh bardzo ostrożnie wkroczył do Londynu Zakapturzonych, lecz kiedy wyszedł z niszy naStar Yard, deszcz padał tak mocno, że wokół nie było żywej duszy.Zaprowadził Petty doopuszczonego budynku, w którym po raz pierwszy uciekli psiarczykom.Ukryli się w narożnymbiurze, po czym przez cały dzień i noc słuchali bębnienia deszczu, który przesączał się przez sufiti spływał kaskadą po schodach.W końcu Petty zasnęła z głową opartą na ramieniu Josha, poświstując przez jedną zatkanądziurkę od nosa.Josh był wyczerpany i oszołomiony po przejściu do innej rzeczywistości, leczmimo to nie mógł zasnąć.Wciąż myślał o twarzy Zakapturzonego, któremu rozciął kaptur.Tenwidok odebrał mu spokój.Jakby pod jego nogami otworzyła się klapa zapadni.Nie miał jużpewności, w co wierzyć, a w co nie.Mógł zrozumieć, że świat składa się z nieskończonej liczby rzeczywistości.Einstein wykazał,iż czas i przestrzeń są realne tylko w takim stopniu, w jakim je odbierasz.A on był tutaj i siedziałw zalewanym deszczem budynku.Kiedy jednak zabił Zakapturzonego, zobaczył coś, czego poprostu nie mógł ogarnąć rozumem.Jakby ojciec i matka nagle zdjęli gumowe maski i pokazaliswoje prawdziwe twarze — twarze odrażających obcych istot.Petty poruszyła się i dotknęła jego ramienia.— Która godzina? — zapytała, nie otwierając oczu.— Jeszcze siedem i pół godziny.Nie martw się.Śpij dalej.Godzinę później usłyszał warkotwerbli.Patrol Zakapturzonych.Przeszli po Chancery Lane ku Holborn, ale nie zatrzymali się.Josh był przekonany, że w taką pogodę psy nie będą za nimi węszyć.Z pewnością myślały tylkoo suchej budzie i pełnej misce.Deszcz przestał padać.Josh w końcu zasnął, z odchyloną do tyłu głową.Obudził się o piątejrano, z obolałym gardłem i zdrętwiałym karkiem.— Zostało nam jeszcze jakieś hinduskie żarcie? — spytała Petty.Z Chancery Lane pojechali do West Kensington taksówką.Petty była zdumiona, widząc tłumyludzi i ożywiony ruch na ulicach.— Nie wierzę własnym oczom! — powtarzała.— Spójrz na sukienkę tej dziewczyny! Popatrzna to! Niesamowite, no nie?Taksówkarz obserwował ich w lusterku.Oboje byli brudni, posiniaczeni i śmierdzieli.Ubraniamieli pokryte kurzem, a włosy w strąkach.Josh ujrzał swoje odbicie w bocznej szybie i zobaczył,że ma szare policzki i przekrwione oczy, jak zombie.Kiedy dojechali do hotelu, dał taksówkarzowi dziesięć funtów napiwku.— To za to, że nas pan zabrał i za czyszczenie siedzeń, jeśli będzie pan musiał to zrobić.Powiem tylko, że zazwyczaj tak nie wyglądamy.— Nie ma sprawy, kolego — rzekł taksówkarz.— Przynajmniej nie zarzygaliście mi wozu.Weszli do recepcji i ruszyli do windy.Petty rozglądała się wokół z niedowierzaniem., — Nigdy nie widziałam niczego takiego.To niewiarygodne.I spójrz, co to? Telewizor? Jakiwielki! I kolorowy, jak film!— Pan Winward? — zapytała niepewnie jedna z recepcjonistek.— To ja.— Jest dla pana wiadomość.Sięgnęła do jednej z przegródek i wyjęła złożony kawałek żółtego papieru.Josh rozwinąłkartkę i przeczytał:„Panie Joshua Winward, pańska przyjaciułka jezd shwytana przez Kaptórów ja wiem gdzie jątżymają wruć na St Yd jak najszybciej wybacz pismo ale nie mam prawej renki.Twuj przyjacielSimon Cutter”.— Josh, uwielbiam to miejsce — powiedziała Petty, chwytając go za rękę.Jej oczy błyszczałyz radości.— Jest de luxe, prawda? Naprawdę de luxe.Josh wziął ją pod rękę i pociągnął w kierunku wind.— Hej, powoli — zaprotestowała.— Po co ten pośpiech?— Muszę wyjść.Mam coś do zrobienia.— Przecież dopiero tu przyszliśmy!— Wiem, ale to pilne.Wezmę prysznic, przebiorę się, a potem wyjdę.Może nie wrócę dojutra.— A co ja mam robić?— Możesz tu zostać.Zamawiać posiłki do pokoju.Oglądać kolorową telewizję.Robić, cochcesz.Dam ci trochę pieniędzy, żebyś mogła kupić sobie papierosy, czekoladki, rajstopy czycokolwiek chcesz.Jakoś przeżyjesz.Wciągnął ją do windy i nacisnął przycisk trzeciego piętra.— Przecież nikogo tu nie znam! — protestowała.— Skąd mam wiedzieć, że wrócisz? A jeślinie wrócisz?Chwycił ją za ręce i uścisnął.— Wrócę, obiecuję ci.— Nie zostawisz mnie tu samej?— A nie podoba ci się tutaj? Mówiłaś, że jest de luxe.— Jest.Jednak to nie dom, prawda? Nie chcę już być sama.Nigdy.Josh otworzył drzwi pokoju.— Wejdź i zobacz.Całkiem nieźle, prawda? — Pokazał jej, jak włączyć telewizor, skorzystaćz łazienki i wezwać obsługę.— Może to nie dom, ale to nadal Londyn i przynajmniej bezbombardowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •